niedziela, 1 listopada 2015

Rozdział 21



Kiedy wrócili do domu Xaviera wybiła pierwsza w nocy. To bardzo zdziwiło Breeze.
Aż tak długo ich nie było?
Po powrocie Breeze od razu rzuciła się do swojego łóżka. Dopiero teraz zdawała sobie sprawę, że to jej pierwsza noc ze świadomością tego kim naprawdę jest. Teraz jednak miała więcej na sumieniu, więcej rzeczy które nie pozwalały jej zasnąć.
Pocałunek. Ten chłopak. Co ona mu zrobiła? I najważniejsze, czy ty możliwe, że czuła coś do Xaviera?

 

Nie dawała rady spać. Podniosła się do pozycji siedzącej z cienkim kocem nadal opatulającym jej nogi. Chwyciła się dłońmi za kolana i schowała głowę, by powstrzymać łzy. Co dobrze wiedziała, że było niemożliwe.

Od momentu, gdy to się wydarzyło wmawiała sobie, że to wina alkoholu, że on ją otumanił i robiła to wbrew woli. Powtarzała sobie, że to ją usprawiedliwia, ale prawda była taka, że nic jej nie usprawiedliwiało. Alkohol, czy nie alkohol pocałowała chłopaka z którym nie była w związku, podczas gdy jej prawdziwy chłopak siedział nic nie świadomy w domu.

Chciała wierzyć, że Freddie był dla niej wszystkim, ale powoli zaczynała w to wątpić.

Pocałowała Xaviera. I było dobrze.
Dlaczego?

Nie powinna mieć wątpliwości.

Przecież Xavier był irytujący, samolubny, nieszczery, rozpuszczony...


***


- Dzień dobry
Następnego ranka czując się już o kilka procent lepiej, może to dlatego, że około trzeciej w nocy emocje dały się pokonać zmęczeniu i ostatecznie opadłą bezwładnie na poduszki czując nadal łzy cieknące po policzku. Jednak o dziwo, choć naprawdę tego pragnęła, sen nie potrwał długo, obudziła się kilka godzin później i od razu ruszyła do kuchni chcąc mieć już to wszystko z głowy.

Teraz siedziała przy stole trzymając w dłoni łyżkę którą mozolnie grzebała w misce pełnej płatków czekoladowych. Wcale nie była głodna.
- Ta, dzień dobry – odpowiedziała po chwili dostrzegając osobę która odezwała się do niej.

Freddie. Niech to, czemu właśnie on?
Było za późno na jakąkolwiek ucieczkę.

- Późno wczoraj wróciliście
- Co? Ah tak, ta dość późno, dokładnie – wydukała nie pewnie starając się skupić na miesce płatków.
- Ale bawiłaś się dobrze? - ciągnął przesłuchanie.
- Było...spoko, ta nie było źle
- Patrząc na ciebie chyba wolę nie znać szczegółów – oznajmił zajmując miejsce przy stule, teraz siedział po stronie mojego prawego ramienia. - Wyglądasz fatalnie.

Breeze mimowolnie wybuchnęła krótkim śmiechem.
- Aż tak to widać?
- Widać? Ty emanujesz imprezową mantrą. Ale cieszę się, bo to znaczy, że dobrze się bawiłaś.

Lub wręcz przeciwnie – pomyślała brunetka znowu czując nadchodzące poczucie winy.
- A ty jak spędziłeś wieczór? - musiała jakoś zmienić temat.
- Zwyczajnie. Kiedy musiałem siedzieć w tych czterech ścianach razem z April zdałem sobie sprawę, że ten dom jest większy niż myślałem.
- Fakt, ten dom jest wręcz jak jakiś zamek z bajek, tylko z pralnią na lewo – zażartowała czując jak się rozluźnia.
- April nie sprawiała problemu?
- Breeze April jest w miarę rozsądną osobą, nie musisz się nią zajmować, poradzi sobie. - zapewnił mnie, wstając z miejsca i przytulając mnie. Tego potrzebowałam.

- Ktoś mówił o mnie? - machinalnie odsunęła się od chłopaka na dźwięk znajomego jej głosu przyjaciółki. Odwróciła się i ujrzała April stojącą jak zwykle z pełnym luzem opartą o framugę ubraną w granatową koszulkę i zwykłe przetarte dżinsy. Czarne włosy związała w luźny kitek.
- April podziwiam te twoje wyczucie czasu – w jego głosie dało się dosłyszeć irytację.
- Dziękuję Fredwardzie, tak rzadko ktokolwiek docenia moje wyczucie czasu, a przecież ja to robię dla was – przy ostatnich słowach ostentacyjnie zarzuciła kitkiem, po czym opuściła się kilka schodków w dół.
- Dla nas? - odezwała się Breeze zaskoczona.
- To proste, jeśli za często będziesz się migdalić z... nim – najwidoczniej chciała rzucić jakimś z jej ulubionych przezwisk nadanych specjalnie dla chłopaka, ale się powstrzymała – w końcu ci się znudzą te makaronowe rączki. Także powinniście być mi wdzięczni, że spowalniam to co się tu dzieje i dostarczam wam jeszcze dodatkowej rozrywki, pełen pakiet.
- Jesteśmy ci ogromnie wdzięczni – odburknął Freddie. Breeze jednak przeszła obok niego ignorując tą dziwną potyczkę słowną. Podbiegła do schodów i rzuciła się przyjaciółce w ramiona.
- Tęskniłam za tobą i twoim dziwnym poczuciem humoru.
- Jesteś pijana?
Breeze odwróciła się i spojrzała w stronę chłopaka który gestykulował dziwnie pokazując palcem na nią. Wybuchła śmiechem i wyciągnęła rękę w jego stronę. Gdy stali już w trójkę i przytuliła ich obu szepcząc:
- To wy jesteście moimi przyjaciółmi. Razem do zaczęliśmy i razem to skończymy.
Może to paranoja, ale mogłaby przysiąc, że po tych słowach oboje spięli się jak kiedy dziś pierwszy raz zobaczyła Freddiego.


***


Breeze wpadła do pokoju który dotychczas był najwidoczniej starym pokojem Xaviera. Dobrze pamiętała moment, gdy w poszukiwaniu Freddiego przeszła przez dziesiątki pokojów, między innymi ten. Teraz na wielkim granatowym łóżku siedziała oparta o ścianę Candela. Ze spokojem w oczach i dłońmi opartymi o skrzyżowane nogi.
- Trzeba przyznać, że ma gust, przestrzenny, ładny widok, aż chcę się tu siedzieć godzinami. Wiesz o czym mówię Breeze - powiedziała, a gdy z jej ust padło jej imię rozciągnęła je jakby chciała się napawać tym momentem.
- Candela co ty knujesz?
- Nie potrafię zrozumieć dlaczego wybrałaś akurat te ciało, spójrz na mnie, to jest wybór, możesz być kim chcesz, a masz rozdwojone końcówki.
- Candela skup się! - wręcz warknęła.
- Poczują się źle, gdy się dowiedzą.
- Poczują się zranieni.
- Nie potrafię zrozumieć dlaczego zależy ci tak na tych śmiertelnikach. - w jej dłoni nagle pojawił się pilnik i zaczęła jeździć nim po końcówkach swoich idealnie zadbanych paznokci, po chwili zdmuchnęła coś i wróciła do pracy.
- To przyjaciele
- Ja jestem twoją przyjaciółką, na wieki
- Jeśli chcesz mojej przyjaźni udowodnij mi, że tego chcesz i dochowaj tajemnicy
Nie czekając na jej odpowiedź ruszyła do wyjścia.
- Zachowujesz się jak typowa książkowa bohaterka, wiesz - rzuciła zanim zamknęła drzwi. Brunetka prychnęła i zostawiła dziewczynę samą.
Czasami była irytująca, gdyby nie fakt, że mogłaby jednym dotykiem zniszczyć wiele istnień już dawno, by się jej pozbyła.
Ale nie ważne co mówiła Candela, ona nie była zła.


***

Po opuszczeniu pokoju Candeli Breeze skierowała się na dół. Gdy była w połowie schodów drogę zastąpił jej nie kto inny jak Xavier.
- Czego chcesz? - warknęła.
- Pogadać, o tym co się wydarzyło w klubie – ostatnie słowo dodał tak cicho, że tylko ona mogła je usłyszeć.
- Nie mamy o czy gadać, nie będę ci się tłumaczyć z tego, że Candela upiła mnie, a ty znalazłeś się w złym miejscu o złym czasie.
- Nie chodzi mi o to – chwycił ją za nadgarstek i pociągnął w kąt – Widziałem co zrobiłaś temu kolesiowi.
- O czym ty mówisz?
W tym momencie chłopak wyciągnął z kieszeni złożony kawałek papieru i podał jej go. Dziewczyna spojrzała na niego pytająco, więc wskazał na zdjęcie widniejące na okładce. Nagłówek nad nim głosił : ,,Ciało chłopaka znalezione w klubie''.
Breeze z przerażeniem spojrzała na chłopaka uśmiechającego się do niej ze zdjęcia.
Znała go. A przynajmniej pamięta fragmenty jego twarzy. Wtedy na imprezie. Tańczyła z nim i... o cholera to o to chodziło Candeli. Moc Wpływu. Moc Odbierania Życia. To w taką moc Bóg wyposażył demony, tak odbierały szczęście i radość, a ciało nasilały smutkiem i nienawiścią. Niektórych przepełniali złem, tak, by sami się wybili, a innych pobawiały życia na miejscu.
Zabiła kogoś. Pozbawiła kogoś życia.
Była demonem.


----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że rozdział dopiero dzisiaj, ale nie miałam kompletnie weny. Rozdział wyjątkowo krótki (jak na mnie), ale mam nadzieję, że się wam spodoba. Do zobaczenia za tydzień. 
Nie zapomnijcie o komentarzach ;)


1 komentarz:

  1. Breeze wcale nie jest książkową bohaterką. Takie wzbudzają tylko zachwyt i pragnienie bycia nimi. A ja w tym momencie nie chciałabym być ani trochę w jej sytuacji. Cóż, zabiła człowieka. Poza tym jest demonem, a demony ostatnio kojarzą mi się z Nergalem. Nic dodać, nic ująć. A ten pocałunek z poprzedniego rozdziału! To się dopiero zadziało..!

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Selly