Kiedy wrócili do domu Xaviera
wybiła pierwsza w nocy. To bardzo zdziwiło Breeze.
Aż tak długo ich nie było?
Po powrocie Breeze od razu
rzuciła się do swojego łóżka. Dopiero teraz zdawała sobie
sprawę, że to jej pierwsza noc ze świadomością tego kim naprawdę
jest. Teraz jednak miała więcej na sumieniu, więcej rzeczy które
nie pozwalały jej zasnąć.
Pocałunek. Ten chłopak. Co
ona mu zrobiła? I najważniejsze, czy ty możliwe, że czuła coś
do Xaviera?
Nie dawała rady spać.
Podniosła się do pozycji siedzącej z cienkim kocem nadal
opatulającym jej nogi. Chwyciła się dłońmi za kolana i schowała
głowę, by powstrzymać łzy. Co dobrze wiedziała, że było
niemożliwe.
Od momentu, gdy to się
wydarzyło wmawiała sobie, że to wina alkoholu, że on ją otumanił
i robiła to wbrew woli. Powtarzała sobie, że to ją
usprawiedliwia, ale prawda była taka, że nic jej nie
usprawiedliwiało. Alkohol, czy nie alkohol pocałowała chłopaka z
którym nie była w związku, podczas gdy jej prawdziwy chłopak
siedział nic nie świadomy w domu.
Chciała wierzyć, że Freddie
był dla niej wszystkim, ale powoli zaczynała w to wątpić.
Pocałowała Xaviera. I było
dobrze.
Dlaczego?
Nie powinna mieć wątpliwości.
Przecież Xavier był
irytujący, samolubny, nieszczery, rozpuszczony...
***
- Dzień dobry
Następnego ranka czując się
już o kilka procent lepiej, może to dlatego, że około trzeciej w
nocy emocje dały się pokonać zmęczeniu i ostatecznie opadłą
bezwładnie na poduszki czując nadal łzy cieknące po policzku.
Jednak o dziwo, choć naprawdę tego pragnęła, sen nie potrwał
długo, obudziła się kilka godzin później i od razu ruszyła do
kuchni chcąc mieć już to wszystko z głowy.
Teraz siedziała przy stole
trzymając w dłoni łyżkę którą mozolnie grzebała w misce
pełnej płatków czekoladowych. Wcale nie była głodna.
- Ta, dzień dobry –
odpowiedziała po chwili dostrzegając osobę która odezwała się
do niej.
Freddie. Niech to, czemu
właśnie on?
Było za późno na
jakąkolwiek ucieczkę.
- Późno wczoraj wróciliście
- Co? Ah tak, ta dość późno,
dokładnie – wydukała nie pewnie starając się skupić na miesce
płatków.
- Ale bawiłaś się dobrze? -
ciągnął przesłuchanie.
- Było...spoko, ta nie było
źle
- Patrząc na ciebie chyba
wolę nie znać szczegółów – oznajmił zajmując miejsce przy
stule, teraz siedział po stronie mojego prawego ramienia. -
Wyglądasz fatalnie.
Breeze mimowolnie wybuchnęła
krótkim śmiechem.
- Aż tak to widać?
- Widać? Ty emanujesz
imprezową mantrą. Ale cieszę się, bo to znaczy, że dobrze się
bawiłaś.
Lub wręcz przeciwnie –
pomyślała brunetka znowu czując nadchodzące poczucie winy.
- A ty jak spędziłeś
wieczór? - musiała jakoś zmienić temat.
- Zwyczajnie. Kiedy musiałem
siedzieć w tych czterech ścianach razem z April zdałem sobie
sprawę, że ten dom jest większy niż myślałem.
- Fakt, ten dom jest wręcz
jak jakiś zamek z bajek, tylko z pralnią na lewo – zażartowała
czując jak się rozluźnia.
- April nie sprawiała
problemu?
- Breeze April jest w miarę
rozsądną osobą, nie musisz się nią zajmować, poradzi sobie. -
zapewnił mnie, wstając z miejsca i przytulając mnie. Tego
potrzebowałam.
- Ktoś mówił o mnie? -
machinalnie odsunęła się od chłopaka na dźwięk znajomego jej
głosu przyjaciółki. Odwróciła się i ujrzała April stojącą
jak zwykle z pełnym luzem opartą o framugę ubraną w granatową
koszulkę i zwykłe przetarte dżinsy. Czarne włosy związała w
luźny kitek.
- April podziwiam te twoje
wyczucie czasu – w jego głosie dało się dosłyszeć irytację.
- Dziękuję Fredwardzie, tak
rzadko ktokolwiek docenia moje wyczucie czasu, a przecież ja to
robię dla was – przy ostatnich słowach ostentacyjnie zarzuciła
kitkiem, po czym opuściła się kilka schodków w dół.
- Dla nas? - odezwała się
Breeze zaskoczona.
- To proste, jeśli za często
będziesz się migdalić z... nim – najwidoczniej chciała rzucić
jakimś z jej ulubionych przezwisk nadanych specjalnie dla chłopaka,
ale się powstrzymała – w końcu ci się znudzą te makaronowe
rączki. Także powinniście być mi wdzięczni, że spowalniam to co
się tu dzieje i dostarczam wam jeszcze dodatkowej rozrywki, pełen
pakiet.
- Jesteśmy ci ogromnie
wdzięczni – odburknął Freddie. Breeze jednak przeszła obok
niego ignorując tą dziwną potyczkę słowną. Podbiegła do schodów
i rzuciła się przyjaciółce w ramiona.
- Tęskniłam za tobą i twoim
dziwnym poczuciem humoru.
- Jesteś pijana?
Breeze odwróciła się i
spojrzała w stronę chłopaka który gestykulował dziwnie pokazując
palcem na nią. Wybuchła śmiechem i wyciągnęła rękę w jego
stronę. Gdy stali już w trójkę i przytuliła ich obu szepcząc:
- To wy jesteście moimi
przyjaciółmi. Razem do zaczęliśmy i razem to skończymy.
Może to paranoja, ale mogłaby
przysiąc, że po tych słowach oboje spięli się jak kiedy dziś
pierwszy raz zobaczyła Freddiego.
***
Breeze wpadła do pokoju który
dotychczas był najwidoczniej starym pokojem Xaviera. Dobrze
pamiętała moment, gdy w poszukiwaniu Freddiego przeszła przez
dziesiątki pokojów, między innymi ten. Teraz na wielkim granatowym
łóżku siedziała oparta o ścianę Candela. Ze spokojem w oczach i
dłońmi opartymi o skrzyżowane nogi.
- Trzeba przyznać, że ma gust, przestrzenny, ładny widok, aż chcę się tu siedzieć godzinami. Wiesz o czym mówię Breeze - powiedziała, a gdy z jej ust padło jej imię rozciągnęła je jakby chciała się napawać tym momentem.
- Candela co ty knujesz?
- Nie potrafię zrozumieć dlaczego wybrałaś akurat te ciało, spójrz na mnie, to jest wybór, możesz być kim chcesz, a masz rozdwojone końcówki.
- Candela skup się! - wręcz warknęła.
- Poczują się źle, gdy się dowiedzą.
- Poczują się zranieni.
- Nie potrafię zrozumieć dlaczego zależy ci tak na tych śmiertelnikach. - w jej dłoni nagle pojawił się pilnik i zaczęła jeździć nim po końcówkach swoich idealnie zadbanych paznokci, po chwili zdmuchnęła coś i wróciła do pracy.
- To przyjaciele
- Ja jestem twoją przyjaciółką, na wieki
- Jeśli chcesz mojej przyjaźni udowodnij mi, że tego chcesz i dochowaj tajemnicy
Nie czekając na jej odpowiedź ruszyła do wyjścia.
- Zachowujesz się jak typowa książkowa bohaterka, wiesz - rzuciła zanim zamknęła drzwi. Brunetka prychnęła i zostawiła dziewczynę samą.
- Trzeba przyznać, że ma gust, przestrzenny, ładny widok, aż chcę się tu siedzieć godzinami. Wiesz o czym mówię Breeze - powiedziała, a gdy z jej ust padło jej imię rozciągnęła je jakby chciała się napawać tym momentem.
- Candela co ty knujesz?
- Nie potrafię zrozumieć dlaczego wybrałaś akurat te ciało, spójrz na mnie, to jest wybór, możesz być kim chcesz, a masz rozdwojone końcówki.
- Candela skup się! - wręcz warknęła.
- Poczują się źle, gdy się dowiedzą.
- Poczują się zranieni.
- Nie potrafię zrozumieć dlaczego zależy ci tak na tych śmiertelnikach. - w jej dłoni nagle pojawił się pilnik i zaczęła jeździć nim po końcówkach swoich idealnie zadbanych paznokci, po chwili zdmuchnęła coś i wróciła do pracy.
- To przyjaciele
- Ja jestem twoją przyjaciółką, na wieki
- Jeśli chcesz mojej przyjaźni udowodnij mi, że tego chcesz i dochowaj tajemnicy
Nie czekając na jej odpowiedź ruszyła do wyjścia.
- Zachowujesz się jak typowa książkowa bohaterka, wiesz - rzuciła zanim zamknęła drzwi. Brunetka prychnęła i zostawiła dziewczynę samą.
Czasami była irytująca,
gdyby nie fakt, że mogłaby jednym dotykiem zniszczyć wiele istnień
już dawno, by się jej pozbyła.
Ale nie ważne co mówiła
Candela, ona nie była zła.
***
Po opuszczeniu pokoju Candeli
Breeze skierowała się na dół. Gdy była w połowie schodów drogę
zastąpił jej nie kto inny jak Xavier.
- Czego chcesz? - warknęła.
- Pogadać, o tym co się
wydarzyło w klubie – ostatnie słowo dodał tak cicho, że tylko
ona mogła je usłyszeć.
- Nie mamy o czy gadać, nie
będę ci się tłumaczyć z tego, że Candela upiła mnie, a ty
znalazłeś się w złym miejscu o złym czasie.
- Nie chodzi mi o to –
chwycił ją za nadgarstek i pociągnął w kąt – Widziałem co
zrobiłaś temu kolesiowi.
- O czym ty mówisz?
W tym momencie chłopak
wyciągnął z kieszeni złożony kawałek papieru i podał jej go.
Dziewczyna spojrzała na niego pytająco, więc wskazał na zdjęcie
widniejące na okładce. Nagłówek nad nim głosił : ,,Ciało
chłopaka znalezione w klubie''.
Breeze z przerażeniem
spojrzała na chłopaka uśmiechającego się do niej ze zdjęcia.
Znała go. A przynajmniej
pamięta fragmenty jego twarzy. Wtedy na imprezie. Tańczyła z nim
i... o cholera to o to chodziło Candeli. Moc Wpływu. Moc Odbierania
Życia. To w taką moc Bóg wyposażył demony, tak odbierały
szczęście i radość, a ciało nasilały smutkiem i nienawiścią.
Niektórych przepełniali złem, tak, by sami się wybili, a innych
pobawiały życia na miejscu.
Zabiła kogoś. Pozbawiła
kogoś życia.
Była demonem.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że rozdział dopiero dzisiaj, ale nie miałam kompletnie weny. Rozdział wyjątkowo krótki (jak na mnie), ale mam nadzieję, że się wam spodoba. Do zobaczenia za tydzień.
Nie zapomnijcie o komentarzach ;)
Breeze wcale nie jest książkową bohaterką. Takie wzbudzają tylko zachwyt i pragnienie bycia nimi. A ja w tym momencie nie chciałabym być ani trochę w jej sytuacji. Cóż, zabiła człowieka. Poza tym jest demonem, a demony ostatnio kojarzą mi się z Nergalem. Nic dodać, nic ująć. A ten pocałunek z poprzedniego rozdziału! To się dopiero zadziało..!
OdpowiedzUsuń