- Breeze! Breeze!
Breeze! - rozległ się krzyk zaraz po tym jak wyszła z pokoju Freddiego.
To było za wiele. Nie miała nawet ochoty skupić się na tym kto ją woła. I
tak się nie odwróci, to oznaczało pogodzenie się z tym co właśnie
usłyszała.
Nagle poczuła jak ktoś
łapie ją za ramiona, a potem obraca w swoją stronę. Tuż przed jej twarzą
pojawił się Xavier. Nie było to bynajmniej zaskoczeniem.
- Nie ważne co chcesz mi powiedzieć, wszystko co się ostatnio wydarzyło jest kłamstwem, każdy z was choć raz mnie okłamał!
- I co? Teraz to moja wina?
- Nie, nie. - chwyciła
kosmyk włosów który opadł jej na twarz i założyła go za ucho –
Przepraszam, chyba po prostu próbuję odreagować. - wstrzymała oddech
- Breeze wiem, że czujesz się zdradzona, ale nie o to teraz chodzi, tylko o sens tego co oni powiedzieli.
- Oszukali mnie...
- Wiem, wiem, że to
straszne, ale z tego co powiedziała April wnioskuję, że zaraz pojawi się
tu policja i to nie będzie zwykłe aresztowanie, oni chcą cię
zlikwidować, a pytania ,,Dlaczego?'' raczej u nich nie przejdą. Chodzi
mi tylko o to, że musisz uciekać.
- Nie, musimy uciekać
***
Kilka minut później, choć z wielkim oporem i niechęcią, Breeze wróciła do pokoju Freddiego.
- Okej, April – na dźwięk jej głosu szatynka machinalnie się odwróciła, jakby z nadzieją, że koleżanka jej przebaczyła.
Za wcześnie – pomyślała Breeze.
- Kiedy będzie tu twój
ojciec? - z początku mina jej zrzedła, najwidoczniej oczekiwała czegoś
innego, ale już po chwili najwidoczniej zrozumiała, że nie ma czego
oczekiwać, bo sięgnęła po swój telefon najwidoczniej, by coś sprawdzić.
- Dzwonił do mnie dwie godziny temu. Więc...
- Więc mamy przesrane –
dokończył za nią Freddie, mimo iż była na niego wściekła zaskoczył ją
dobór jego słów. Spodziewała się tego po Xavierze, ale nie po Freddiem.
Jej Freddiem. Znaczy kiedyś, jej. Teraz to już co innego.
- Okej, ludzie szybkie
pakowanie, opuszczamy to miejsce! - teraz odezwała się Candela która
najwidoczniej zniknęła wraz z Breeze, a gdy dostrzegła, że znowu dzieje
się coś ciekawego po prostu wróciła.
Przez chwilę wszyscy stali w miejscu, jakby nie zrozumieli co dziewczyna do nich powiedziała.
- Ludzie, ruchy! - ponagliła ich Breeze. Dopiero wtedy wszyscy ruszyli do swoich pokoi w pośpiechu.
Jednak zanim ona wyszła poczuła czyjąś dłoń na swoim ramieniu.
Dziewczyna odwróciła się
zaskoczona i dostrzegła Freddiego. Jego mina nie świadczyła o niczym,
złości, skrusze, smutku, cieszyło ją to, bo dzięki temu nie miała szansy
stracić nad sobą kontroli.
- Breeze, możemy pogadać...o tym wszystkim?
- Jasne – co jej szkodziło.
- Jak dowiedziałem się
co knuje April chciałem od razu ci powiedzieć, chciałem być tym który
powie prawdę. Ale wtedy ona powiedziała, że jeśli ci to powiem
podłamiesz się, odejdziesz i nie będę miał u ciebie żadnych szans. Nie
wiem czemu jej uwierzyłem, może dlatego, że od dawna wiedziałem, że nie
ma dla nas dużych szans, a to tylko, by to pogorszyło. Tak, więc wpadłem
po uszy w to jej bagno, próbowałem wielokrotnie wyjawić ci prawdę, ona
też, ale ostatecznie strach zwyciężył. Chciałem tylko powiedzieć, że
rozumiem, dlaczego teraz nie będzie dla nas szans. Rozumiem to wszystko i
przepraszam.
Kiedy chłopak skończył swoją przemowę Breeze wzięła głęboki oddech i przemówiła:
- Nie chodzi o to, że
mnie zawiodłeś, nie dlatego nie ma dla nas szans, po prostu...moje serce
przełamało się na pół i aktualnie nie mogę być z nikim. Rozumiesz?
Chłopak przytaknął.
- Ale to nie znaczy, że
ci wybaczyłam, nie znaczy też, że nigdy tego nie zrobię – mrugnęła do
niego jak do przyjaciela i odeszła.
***
Nie wiedziała ile ma
czasu, ale to nie miało znaczenia. Liczył się pośpiech. Stojąc nad swoim
plecakiem pakując najpotężniejsze rzeczy czuła się jak bohaterka filmu
dotyczącego końca świata który oglądała kiedyś z April. Musiała szybko
uciec zanim jej świat upadnie, a ona razem z nim.
Ostatni raz rozejrzała
się po pokoju Scarlette. Spędziła w nim trochę czasu, żałowała, że nie
odkryła czemu dziewczyna zniknęła. Chciała pomóc Xavierowi, naprawdę
chciała. Ale czasami bywa, że jeśli ktoś nie chcę zostać znaleziony
lepiej odpuścić.
Wiersz na ścianie, malunki na szafie. To nic nie znaczyło.
Breeze z wściekłością
usiadła na krześle przy biurku i jakby pod wpływem impulsu walnęła w
ścianę. Poczuła palący ból, a potem rozległ się huk i szafka wisząca nad
biurkiem spadła.
Dziewczyna odskoczyła przerażona. A była taka szczęśliwa, że nie zdążyła niczego zdemolować.
Gdy minęła chwila szoku
zabrała się za porządkowanie zniszczeń. Podniosła deski i położyła je na
podłodze, a obok nich książki. Wtedy pomiędzy wcześniej skręconymi
deskami coś dostrzegła. List. Szybko wyciągnęła go i zabrała się do
czytania:
Ten list to moje
wyjaśnienie. To moje przeprosiny. Za moje odejście. Za bycie złą
siostrą. Wydaje mi się, że za bardzo pochłonęłam się sobą i swoimi
problemami, żeby myśleć o tobie. I to był mój błąd, bo przez to cię
straciłam.
Jednak, skoro jestem
daleko stąd, chyba czas wyjawić prawdę. Bo teraz niezależnie jak cię
zaboli, ja jestem daleko stąd odporna na to. Wiem, znienawidzisz mnie
za takie gadanie, ale ja nigdy nie chciałam być bohaterką. Chciałam być
zwykłą nastolatką.
A prawda jest taka, że nią nie jestem.
Nie jestem nawet człowiekiem.
Twoja Scar
Breeze nie mogła uwierzyć. Przeczytała list kilka krotnie, po czym porównała styl pisma z tym na ścianie.
Pisała to ta sama osoba.
Czekaj, czy to znaczyło,
że Scarlette była demonem jak ona? Jednym z trzynastu? Ale jak to
możliwe, przecież ona była w tej rodzinie od urodzenia, a Candela nic
nie mówiła, żeby oprócz niej uciekł ktoś jeszcze.
Zapyta ją o to później. Teraz musi schować list, by nikt go nie znalazł, zwłaszcza Xavier.
Tak, list był
zaadresowany dla niego, ale on i tak za bardzo martwił się jej sytuacją,
jak tylko uda im się uciec przed ojcem April powie mu wszystko. Ale
najpierw musieli załatwić to co najważniejsze.
Dorzuciła jeszcze kilka rzeczy do torby i wybiegła z pokoju z myślą, że już nigdy tu nie wróci.
Kiedy znalazła się w
salonie, gdzie wszyscy mieli się spotkać ze zdziwieniem stwierdziła, że
nikt jeszcze nie przyszedł. Wydawało jej się, że będzie ostatnia przez
tą zwłokę z listem.
Kilkakrotnie obróciła się w każdą stronę sprawdzając, czy ktoś z jej przyjaciół nie idzie.
Jednak zamiast tego z
okolicy ogródka rozległ się okropny huk, jakby ktoś zrzucił pianino z
kilku metrów, albo inny ciężkich sprzęt.
Zanim się obejrzała
wszystko zaczęło się dziać jakby ktoś dziać jak za naciśnięciem pilota.
Czarny ekran zamienił się w barwną scenę.
Do pokoju zaczęli
wchodzić mężczyźni w czarnych jak smoła garniturach i tak samo ciemnych
okularach, co było trochę bez sensu, bo nie było słońca.
Z każdą minutą, jakby
się rozmnażali, odwróciła się i dostrzegła jednego z nich o
rozczochranych blond włosach ciągnącego ze sobą April jak zakładnika. Za
nim szli kolejni z Freddiem i Candelą.
Spoglądałam na to
widowisko jakby nie do końca świadoma tego co się dzieje, dopóki z innej
części domu nie wyłonił się jeden z tych garniturowych dupków
trzymający w mocnym uścisku Xaviera. Pewnie próbował kilkakrotnie się
uwolnić, ale nie miał szans ze swoim przeciwnikiem który wyglądał jak
prawdziwy goryl.
Kiedy jej oczy wędrowały od April, do Freddiego, po Candelę i Xaviera czuła jakby coś w niej wzbierało. Jakaś nowa siła.
Odwróciła głowę i
wpatrzyła się w swoich przeciwników z miną ,,nie boję się was''.
Słyszała jak ciągną jej przyjaciół w dół, buntowali się, próbowali się
wyrwać, przynajmniej wszyscy oprócz Candeli która wydawała się dziwnie
spokojna.
Ta sytuacja doprowadzała Breeze do szału, czuła jak zgrzytają jej zęby z wściekłości, a dłonie zaciskają w pięści.
Zanim się obejrzała z każdego możliwego miejsca buchnęła woda wprost na nieproszonych gości.
Ze zlewu z kuchni, z rur, z Breeze.
Wyciągnęła przed siebie rękę pozwalając mocy zadziałać za nią.
Mężczyźni w garniturach zaczęli uciekać przed dziką wodą która atakowała ich z każdej strony.
A, więc to jednak woda – pomyślała Breeze – potrzeba było tylko trochę złości.
- Breeze! - odwróciła
się w stronę głosu który ją wołał. Dostrzegła April podbiegającą do niej
z wyciągnietymi ramionami, tuż za nią szli April, Freddie i posępny jak
zwykle Xavier. Byli wolni.
- Breeze twoje oczy – odezwała się April z nutką przerażenia wymalowaną na twarzy.
- Co z nimi?
- Są niebieskie. Jak woda. Przypominają oczy Candeli kiedy używa ognia.
- Coś w stylu wodnych płomieni
- Czy to już na stałe?
Zalewały ją różne głosy,
ale nie miała na to siły. Odsunęła się zakrywając uszy i upadła na
kolana trzęsąc się. Wtedy poczuła czyjeś ręce i wiedziała, że ich
dyskusja się zakończyła.
- Zużyłaś wodę ze swojego własnego ciała, możesz być trochę osłabiona.
- Przynajmniej nie
będzie stawiać oporu – kilka kroków przed nią rozległ się nieznany jej
głos, był męski, czyżby któryś z tych gości postanowił tu wrócić? Była
tak bardzo zajęta sobą, że tego nie dostrzegła?
Jednak prawda okazała się gorsza.
- Tata? - odwróciła się
machinalnie w stronę April do której należały te słowa, a potem do
mężczyzny który nagle przed nią wyrósł.
Na pierwszy rzut oka
można było pomyśleć, że to jeden z tych garniaków, nic nie znaczący
podwładny, ale coś od jego idealnie wyprasowanego garnituru i krawatu w
kratę mówiło, że jest o wiele wyżej postawiony niż oni.
Gdy pierwszy raz
spojrzała w tą ostrą twarz nie potrafiła dostrzec podobieństwa do April,
ale po chwili zobaczyła te zielone oczy pełne energii, ciemne włosy i
rysy twarzy.
Po dokładnych oględzinach można spokojnie stwierdzić, że są rodziną, ale rodzina to coś więcej niż więzy rodzinne.
- Witaj April – gdy po
pomieszczeniu rozległ się głos mężczyzny Breeze zauważyła znaczącą
różnice między tą dwójką, gdy jej przyjaciółka mówiła, choćby najprostsze zdania wydawała się przy tym zawsze niesamowicie radosna,
zawsze próbowała wtrącić jakiś żart, jej głos poprawiał humor, natomiast
jej ojciec brzmiał oschle i tępo, jakby był wielkim murem głuchym na
cokolwiek.
- Tato ty nie możesz..! - dziewczyna nie wytrzymała i krzyknęła.
- Dałem ci szansę,
powiedziałem ci, że możesz uratować swoją przyjaciółkę, ale ty wolałaś
pomóc jej w ucieczce. Głupiutka, ona jest potworem i trzeba ją zamknąć,
taki jest mój obowiązek..
Podniosła się na równe nogi.
- Nie prawda! To nie
jest twój obowiązek, a ona nie jest potworem! Jest moją rodziną –
dziewczyna wyszła na przód zasłaniając Breeze własnym ciałem.
Brunetka spoglądała na
tą przedziwną kłótnie rozumiejąc teraz czemu April nigdy nie chciała
zaprosić jej do siebie do domu, czemu nigdy nie opowiadała o ojcu.
Breeze czuła jak reszta stoi w napięciu tuż za nią.
- Dostałem polecenia i
muszę je wykonać! - z gardła Richardsa Hillsa wydobył się kolejny krzyk.
Z każdym słowem wydawał się coraz bardziej wściekły.
- A rodzina?! A honor?! Zawsze byłeś zapatrzony w pracę jak w własne dziecko kompletnie zapominając, że już je masz!
- Koniec! Wiem wszystko o
tym co się dzieje. - pstryknął palcami i jak za sprawą magii do salonu
wbiegł jeden z mężczyzn w garniturze. W dłoni trzymał... Arcanus Liber.
- Skąd pan to ma! To moje! - brunetka wyrwała się przed przyjaciółkę czując narastającą wściekłość.
- Przeszukaliśmy dom, w
tej księdze znajduje się potwierdzenie... - nie udało mu się dokończyć,
bo w tym momencie jakiś promień światła ugodził w niego z taką siłą, że
poleciał na ziemię.
Dopiero teraz dostrzegła, że stała nad nim Candela z dymiącymi knykciami.
- Wypad, albo skończycie
jak wasz szef! - warknęła na sługusów pana Richarda, którzy już się
szykowali do obrony, ale gdy na jej dłoni pojawił się coraz większy
ogień, a potem poleciał w ścianę tuż nad ich głowami uciekli jak ostatni tchórze.
- To powinno zamknąć im gęby. - powiedziała z dumą.
- Candela coś ty
narobiła? - rzuciła z niedowierzaniem Breeze spoglądając to na ojca
April leżącego nieprzytomnie na ziemi to na blondynkę stojącą kilka
kroków od niego.
- Breeze mamy mało czasu.
- Ale...o co chodzi? -
spytała zdziwiona, gdy wszyscy porozumiewawczo chwycili ją i zaczęli
prowadzić do wyjścia. - Czekajcie. - zatrzymała ich – Powiecie mi o co
chodzi?
Wymienili pytające spojrzenie. W końcu Candela westchnęła.
- Chyba możemy jej
powiedzieć. - chwyciła ją za ramiona, po czym zaczęła mówić – kiedy
pojawił się ojciec April skontaktowałam się z Freddiem, Xavierem i nią w
myślach. Zgodnie stwierdziliśmy, że jest tylko jeden sposób, by wyjść z
tego cało.
- Jaki?
- Musisz o wszystkim
zapomnieć. Musisz pozostać czystą kartą, przynajmniej na razie. Póki to
wszystko się nie uspokoi. - wytłumaczyła Candela.
- Czyli chcesz wymazać mi pamięć? Możesz to zrobić?
- Tak, pewnie z czasem
też się tego nauczysz, ale na razie musisz wrócić do swojego dawnego
życia – przełknęła ślinę spinając jakby nie wiedziała, czy powiedzieć to
co chciała – cieszę się, że w końcu cię odnalazłam – po tych słowach
przytuliła ją. Tyle emocji nie wykazała od kiedy ją poznała.
- Okej, niech będzie.
Skoro to konieczne – prawda była taka, że jeszcze jakiś czas temu
błagałaby tylko, by móc wrócić do tego co było kiedyś, ale teraz
wydawało jej się to nie naturalne.
Gdzieś głęboko w sobie wiedziała, że to pożegnanie, przynajmniej na pewien czas.
- Obiecajcie, że gdy to wszystko minie, gdy przestaną się mną interesować przywrócicie mi pamięć. - zwróciła się do wszystkich.
- My o to zadbamy – Freddie się odezwał kierując w jej stronę uśmiech i wskazując na siebie i April.
Właśnie April.
- Możemy pogadać na osobności? - spojrzała na April, a potem na resztę czekając, aż zrozumieją o co chodzi.
- Okej, to ja może
wyczyszczę twojemu tatuśkowi pamięć, spoko April – pierwsza zorientowała
się Candela. Brzmiała trochę nie pewnie.
- Jasne, spoko.
Candela pociągnęła za sobą resztę, a one zostały same.
- Breeze nawet nie wiesz jak mi jest przykro za to co się tutaj wydarzyło...
- Spokojnie April, nie
gniewam się za to kłamstwo, chociaż nie ukrywam, że tamto nadal siedzi
mi w głowie i nie twierdze, że ci przebaczyłam, ale chcę ci tylko
podziękować za to jak mnie broniłaś. Nie każdy potrafi obrócić się
przeciw ojcu.
- Wiesz, teoretycznie
robię to całe życie, ale dzięki. Doceniam to – wymieniły trochę smutne
uśmiechy, jakby zaraz miały zalać się łzami, ale zamiast tego odwróciły
się do reszty dając im znać, że skończyły.
Była jeszcze jedna osoba z którą chciała pogadać.
- Xavier?
- A, więc wygląda na to,
że to koniec. - odburknął podchodząc do niej swoim typowym luźnym
krokiem z dłońmi schowanymi w kieszeniach. - Nie będziesz mnie pamiętać.
- Na to wygląda – nie do końca wiedziała co powiedzieć, może po prostu chciała z nim pogadać po raz ostatni.
- Powiedz, miałem chociaż szansę? - to pytanie sprawiło, że Breeze podniosła głowę jakby budziła się ze snu.
- Tak, od momentu, gdy prawie mnie podpaliłeś.
Zaśmiał się krótko.
- Wiedziałem, że to magnes na kobiety. - po tych słowach jednak wszelkie oznaki radości zniknęły z jego jak i jej twarzy.
- Będę za tobą tęsknić – zaskoczyła sama siebie wypowiadając te słowa i rzucając mu się na szyję, by utonąć w czułym uścisku.
Chyba nie spodziewał się tego, ale po chwili odwzajemnił uścisk.
Kiedy w końcu spojrzała mu w oczy powiedział:
- Idź, czas wrócić do dawnego życia.
- Tak, już czas – odpowiedziała bez entuzjazmu.
- Gotowa? - zapytała Candela, gdy stanęła koło niej.
- Jak nigdy – uśmiechnęła się przez łzy.
Zamknęła oczy.
W następnej chwili
poczuła dziwne otaczające ją ciepło które wędrowało od stop, aż dotarło
do jej głowy. Czuła jak coś majstruje w jej umyśle.
Przez jej głowę przewinęły się wspomnienia.
Ojciec April śmiejący
się szyderczo. Zdrada. Pocałunek z Xavierem. Smutek. Klub. Pocałunek z
Freddiem w lesie. Prawda. Pierwsze spotkanie z Candelą. Spotkanie
Xaviera. Wędrówka przez miasto. Ucieczka z autobusu. Pociąg. Ucieczka z
domu.
Potem nastąpił błysk. I nic. Wędrowała w czarnej nicości oczekując na nieuniknione.
~ ~
No, więc nie wiem, czy jeszcze ktoś to czyta, ale został nam epilog i kończymy 1 część 13 demonów
A tak przy okazji zapraszam was na moje opowiadania na Wattpadzie. Mój nick to: oxygen6, a z resztą jak klikniecie w okładkę 13 demonów na Wattpadzie na mój profil stąd prosta droga ;)
E?
OdpowiedzUsuńNie rozumiem.
W sensie.
Dlaczego?
Pogubiłam się.
Po peirwsze; dlaczego nie dała mu tego listu? Okej, mogła zapomnieć. Jednak kurde! Szukał siostry tyle lat, a kiedy ona znalazła list pożegnalny, nie dała mu go. Chłopak ma dalej się zadręczać? :/
Po drugie; w jakim celu wymazali jej pamięć? Ci ,,źli'' nie będą jej dalej prześladować? Z resztą, kto by się zgodził na takie coś? Przecież to bez sensu. To, co się stało, zawsze powinno być cząstką Ciebie. Nie można od tak wymazywać komuś pamięci, to chore! Zwłaszcza, że może stracić tak fajnego chłopaka, no przynajmniej według mnie. Ja tam nadal go nie lubię zbytnio, ale nie ważne.
Po trzecie; Wiedziałam, że April jest jakaś dziwna. Jak można zdradzić przyjaciół? Z tekstu wynika, że znały się już bardzo długo i ona to przekreśliła. Nie, nie rozumiem jej.
Po czwarte; czy teraz Candela nie wykorzysta jej? W sensie niby straciła pamięć, ale chyba mogła jej w głowie pomieszać, nie? Poza tym dlaczego nie miałaby jej zabrać i zniszczyć świata?
Czekam jeszcze na ten epilog.
Pozdrawiam, karmeeleq
Zostałaś nominowana do LBA więcej na stronie http://cyklodnalezcsiebie.blogspot.com
OdpowiedzUsuń~Kama Salvatore