Breeze
doszła do wniosku, że ten wieczór nie przyniósł jej prawie nic.
Chciała wyciągnąć z Johna wszystko co wiedział, a tymczasem mu
udało się skarcić ją za głupotę poprzednich dni. Mogła jeszcze
z niego coś wydobyć, ale wizja miękkiego łóżka była zbyt
kusząca. Przebrała się w jakąś luźną koszulkę I spodnie nie
do pary nadal czując się dziwnie nosząc cudze rzeczy. No, ale cóż,
nie pomyślała, by wziąć ze sobą torbę pełną ubrań.
Łóżko
faktycznie okazało się niezwykle wygodne, czuła, że mogła na nim
leżeć w nieskończoność I nigdy jej się to nie znudzi.
W
jej głowie kłębiło się wiele myśli, rodzina, przyjaciele, John,
bo póki co nie była jeszcze gotowa nazwać go przyjacielem.
Chciała,
by to wszystko już się zakończyło.
Breeze
pociągnęła za sznurek małej lampki stojącej na szafce nocnej
która do tego momentu była jedynym źródłem światła tym samym
powodując w całym pokoju egipskie ciemności. Dziewczyna opadła na poduszkę i w tym momencie wszystkie wątpliwości, strachy i tym
podobne zjawy zniknęły.
***
Obudziła
się spoglądając na budzik i orientując się, że jest dopiero
godzina piąta i zapewne wszyscy aktualnie przebywający w tym domu
jeszcze spali. Jednak jej coś w tym przeszkadzało. Może to kolejny
koszmar? Nie pamiętała swojego snu, więc nie mogła stwierdzić,
czy tak jest.
Breeze
podniosła się z łóżka zrzucając grubą zimową kołdrę.
Nie
chciała nikogo budzić, ale nie zamierzała też siedzieć
bezczynnie. Dlatego zabrała się za przeszukiwanie pokoju Scarlette
co ciążyło jej jeszcze bardziej na sumieniu. Zajęła jej pokój,
jej ubrania, a teraz jeszcze grzebała w jej rzeczach. Boże, co się
z nią działo?
Odrzuciła
od siebie te poczucie winy i zajęła się przeglądaniem pólek na
książki wypełnionych podręcznikami do biologii, chemii i tym
podobnym, oprócz tego stało też kilka nie obowiązkowych lektur,
takich jak czarna okładka Papierowych Miast, albo Tajemniczy Ogród,
czy też Alicja w Krainie Czarów. Nie dostrzegła więcej książek,
czyli nie była jedną z tych zapalonych czytelniczek które żywiły
się światem wyimaginowanym. Ale czy to od razu oznaczało, że
stąpała twardo po ziemi? Mogła przecież zabrać część tomów
ze sobą, a osoby o podglądasz czysto realistycznych nie uciekają z
domu od tak sobie.
Breeze
uporczywie próbowała rozgryźć jej rozumowanie, sposób myślenia.
Dlaczego? Po co? Jak?
Nagle
podczas przeczesywania odmętów biurka dostrzegła coś co wcześniej
nie rzuciło jej się, aż tak bardzo w oczy.
Była
to mała zwinięta w rulonik karteczka wciśnięta między ołówki.
Dziewczyna chwyciła ją i rozwinęła. Widniał na niej napis:
Nie
w poznaniu leży szczęście, lecz w dążeniu do niego.
To
był cytat. Pamiętała lekcje angielskiego, gdy pani Fisher
przytoczyła kilka przykładowych cytatów Edgara Allana Poe. Był on
znanym poetą i przedstawicielem romantyzmu.
Ale
prócz kilku podstawowych informacji był dla Breeze tylko kolejnym
znanym poetą zaprzątającym głowę jej nauczycielki angielskiego.
Myśl
o cytacie i Edgarze Allanie Poe dała jej nadzieję, że może
Scarlette ukryła w swoim pokoju więcej takich cytatów, a może i
całe wiersze.
Bez
dłuższego zastanowienia rzuciła się do najbliższych półek, do
szafki na ubrania, komody i ostatecznie łóżka, ale nic nie
znalazła.
Oznaczało
to, że ta pojedyncza kartka mogła być zwykłą pojedynczą kartką,
bez większego znaczenia.
Gdy
znów rozejrzała się po czterech ścianach stwierdziła, że musi stąd wyjść choćby na chwilę, więc ruszyła do kuchni która
znajdowała się po drugiej stronie domu, by nalać sobie szklankę
wody.
-
W tej piżamie wyglądasz jak Scarlette – nagle rozległ się głos
za jej plecami. Odwróciła się i dostrzegła Johna w rozczochranych
włosach, białym t-shircie i spodniach w granatową kratkę.
Czemu
zawsze gdy idzie gdzieś sama spotyka właśnie go? - wywróciła
poirytowana oczami, po czym wywołała na twarz sztuczny uśmiech
dzięki któremu miała nadzieję dyskretnie przekazać mu ,,chcę
być sama''.
-
Czyżby? - odparła w końcu
-
Tak, macie podobny kolor włosów, i te światło, tak padało, przez
chwilę naprawdę myślałem, że to ona. - powiedział z nieukrywanym żalem.
-
Mi też ciebie miło widzieć – odburknęła Breeze trzymając w
ręku szklankę wody.
-
Nie, nie o to mi chodziło, znaczy bardzo miło mi cię
widzieć...koszmary?
-
Coś w tym stylu? - wyminęła go i ruszyła do swojego pokoju. W
ostatnim momencie przystanęła i odwróciła się do chłopaka wyciągając z kieszeni spodni małą karteczce.
-
Znalazłam to u twojej siostry w pokoju, sam oceń, czy jest
przydatne.
***
Trochę
zajęło zanim Breeze postanowiła na nowo wygrzebać się ze swojego
wygodnego miejsca. Dochodziło do godziny siódmej, a jedyne na co
czekała to odgłosy schodzących z góry przyjaciół.
Nie
chciała znowu zostać sam na sam z Johnem, nie po dzisiejszym
spotkaniu. Szczerze miała nadzieję, że zajmie mu cały dzień
analizowanie tej możliwej, lub nie, wskazówki.
Już
podnosiła się, by wstać, gdy nagle drzwi otworzyły się z hukiem
uderzając o ścianę. W przejściu stała ostania osoba którą
chciała zobaczyć w tym momencie.
-
Ubieraj się – rozkazał szatyn.
-
Po co?
- Jedziemy na wycieczkę.
***
-
Nie wsiądę na to – oznajmiła Breeze dziesięć minut później
stojąc przed domem chłopaka i wpatrując się w czarny błyszczący
motocykl.
Widywała
wiele podobnych w Las Vegas, było ich tam nawet więcej niż aut.
Ludzie uważali, że są wygodniejsze i szybsze od aut, ale ona nie
patrzyła pod pryzmatem wygody, a raczej bezpieczeństwa. A raczej
nie sądziła, by ten kask i dwa kółka miały zapewnić jej
bezpieczeństwo.
-
Będziesz bezpieczna, obiecuję – chłopak stał z wyciągniętą
ręką, ale ta nie miała najmniejszego zamiaru się zgodzić.
-
Czemu mam ci ufać, spaliłeś klub, a przy tym prawie mnie przy
okazji.
-
Właśnie, dobrze, że to ujęłaś, prawie – nacisk na ostanie
słowo.
Breeze
przewróciła oczami z niekrytą irytacją.
-
Okej, okej rozumiem, nie ufasz mi, uważasz, że jak będziemy z
radością korzystać z wiatru wiejącego nam w twarz i słońca
ogrzewającego nasze plecy ja wjadę w drzewo?
-
Coś w tym stylu – zaśmiała się, ale po chwili dodała – nie
chodzi o to, że ty jesteś niebezpieczny, tylko ta maszyna.
-
Zrobimy tak, ty przełamiesz się, wejdziesz na tą maszynę, a aj
pokaże ci okolicę, jeśli będziesz się bała dasz mi znać, a
zatrzymam motor. W zamian za to pokażę ci moje prywatne miejsce.
Chwilę
nad tym pomyślała, pomysł nie był zły, w końcu była to dobra
okazja na wydobycie z niego wszystkiego co wie.
-
Obiecujesz?
-
Obiecuje – John wyciągnął w moją stronę najmniejszy palec i
gestem głowy zachęcił mnie bym wyciągnęła i swój. Po chwili
złączyliśmy nasze palce w geście przysięgi.
Breeze
zajęła miejsce na motorze tuż za kierowcą i objęła chłopaka w
pasie tak mocno jak mogła.
Za
duży kask ciążył jej na głowie sprawiając, że czuła jakby w
każdej chwili mogła przechylić się na bok i przewrócić.
Silnik
zaryczał i wystartowali. Wyjechali poza teren posiadłości, gdy
rozległ się krzyk brunetki:
-
Boję się!
Motor
nie zwolnił.
-
Boję się! - powtórzyła.
Żadnej
reakcji.
-
John powiedziałam coś!
-
Przykro mi za późno, jestem w trybie ,,dowieź marudzącą
dziewczynę do celu nie ważne jak marudząca będzie''.
Zrezygnowana
oparła brodę o jego ramię i wpatrzyła się w rozmywany krajobraz
lasu.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pamiętam jak pisałam ten rozdział. Wakacje. Góry. Pokój 113. Długa bezsenna noc i proszę, oto rozdział trzynasty. Mam wrażenie, że jest strasznie krótki, ale moje rozdziały mają z reguły po 10 stron, a zawsze jak dodaję tu wydają się być takie prawie nikłe.
Chcę dalej. Ostatnia scena była wspaniała! Możesz jak najszybciej dodać kolejny rozdział? ;p
OdpowiedzUsuńA teraz tradycyjnie:
- "Widywała wiele podobnych w Las Vegas, było ich tam nawet więcej niż aut. Ludzie uważali, że są wygodniejsze i szybsze od aut, ale ona nie patrzyła pod pryzmatem wygody, a raczej bezpieczeństwa." - powtórzenie wyrazu "aut".
- "Będziesz bezpieczna, obiecuję – chłopak stał z wyciągniętą ręką, ale ta nie miała najmniejszego zamiaru się zgodzić." - Ręka nie chciała się zgodzić? Niedobra ręka! :D A tak na poważnie, brzmi to trochę dziwnie. To znaczy rozumiem sens, ale gdybyś dodała jeszcze jedno słowo. Na przykład: "(…) chłopak stał z wyciągniętą w jej stronę ręką, ale ona nie miała najmniejszego zamiaru się zgodzić." Co o tym myślisz?
" Zrobimy tak, ty przełamiesz się, wejdziesz na tą maszynę, a aj pokaże ci okolicę (…)" - Literki Ci przeskoczyły nie na swoje miejsce w słowie "ja".
"Obiecuje – John wyciągnął w moją stronę najmniejszy palec i gestem głowy zachęcił mnie bym wyciągnęła i swój. Po chwili złączyliśmy nasze palce w geście przysięgi." - Wszędzie jest narracja trzecioosobowa, a tutaj pierwszoosobowa. Chaotycznie to wygląda.
Ale, mimo wszystko, nadal uważam, że ostatnia scena jest świetna. Zaczynam lubić Johna i to jego zdecydowanie.
Dzięki za opinię, co ja bym bez ciebie zrobiła :D
UsuńRozdział tym razem pojawi się szybciej (widzisz jak na życzenie :D ), bo w piątek. Powód napiszę w notce ;)
Twoje mają dziesięć stron, poważnie? :o W życiu bym nie powiedziała! :o
OdpowiedzUsuńDzisiejszy rozdział mi się strasznie podobał. Było w nim coś, co mnie przyciągało. Poważnie! Nie wiem, co to, ale no. Ważne, że było. (:
Weszłam właśnie w bohaterów, a tam John. Kompletnie się nie spodziewałam, że on tak wygląda! Inaczej sobie go wyobraziłam, no, ale to nie ważne. Mimo wszystko cieszę się, że ich dodałaś. c:
W ogóle to uważam, iż ten chłopak jest całkiem w porządku, tylko troszkę zagubiony. Głównie przez siostrę. Uciekła, a on jej szukał i znaleźć nie potrafił, ech. Mam nadzieję, że ta karteczka to jakiś przełom w tej sprawie.
Na mnie już pora.
Pozdrawiam, karmeeleq
PS. Zapraszam do siebie; kiedy-gram-znika-caly-swiat.blogspot.com
Cieszę się, że ci się podoba. Do ciebie zajrzę oczywiście w czasie wolnym (którego praktycznie nie mam, szczegół ;P )
Usuń