niedziela, 6 września 2015

Rozdział 13



Breeze doszła do wniosku, że ten wieczór nie przyniósł jej prawie nic. Chciała wyciągnąć z Johna wszystko co wiedział, a tymczasem mu udało się skarcić ją za głupotę poprzednich dni. Mogła jeszcze z niego coś wydobyć, ale wizja miękkiego łóżka była zbyt kusząca. Przebrała się w jakąś luźną koszulkę I spodnie nie do pary nadal czując się dziwnie nosząc cudze rzeczy. No, ale cóż, nie pomyślała, by wziąć ze sobą torbę pełną ubrań.
Łóżko faktycznie okazało się niezwykle wygodne, czuła, że mogła na nim leżeć w nieskończoność I nigdy jej się to nie znudzi.
W jej głowie kłębiło się wiele myśli, rodzina, przyjaciele, John, bo póki co nie była jeszcze gotowa nazwać go przyjacielem.
Chciała, by to wszystko już się zakończyło.



Breeze pociągnęła za sznurek małej lampki stojącej na szafce nocnej która do tego momentu była jedynym źródłem światła tym samym powodując w całym pokoju egipskie ciemności. Dziewczyna opadła na poduszkę i w tym momencie wszystkie wątpliwości, strachy i tym podobne zjawy zniknęły.


***


Obudziła się spoglądając na budzik i orientując się, że jest dopiero godzina piąta i zapewne wszyscy aktualnie przebywający w tym domu jeszcze spali. Jednak jej coś w tym przeszkadzało. Może to kolejny koszmar? Nie pamiętała swojego snu, więc nie mogła stwierdzić, czy tak jest.

Breeze podniosła się z łóżka zrzucając grubą zimową kołdrę.
Nie chciała nikogo budzić, ale nie zamierzała też siedzieć bezczynnie. Dlatego zabrała się za przeszukiwanie pokoju Scarlette co ciążyło jej jeszcze bardziej na sumieniu. Zajęła jej pokój, jej ubrania, a teraz jeszcze grzebała w jej rzeczach. Boże, co się z nią działo?

Odrzuciła od siebie te poczucie winy i zajęła się przeglądaniem pólek na książki wypełnionych podręcznikami do biologii, chemii i tym podobnym, oprócz tego stało też kilka nie obowiązkowych lektur, takich jak czarna okładka Papierowych Miast, albo Tajemniczy Ogród, czy też Alicja w Krainie Czarów. Nie dostrzegła więcej książek, czyli nie była jedną z tych zapalonych czytelniczek które żywiły się światem wyimaginowanym. Ale czy to od razu oznaczało, że stąpała twardo po ziemi? Mogła przecież zabrać część tomów ze sobą, a osoby o podglądasz czysto realistycznych nie uciekają z domu od tak sobie.

Breeze uporczywie próbowała rozgryźć jej rozumowanie, sposób myślenia. Dlaczego? Po co? Jak?
Nagle podczas przeczesywania odmętów biurka dostrzegła coś co wcześniej nie rzuciło jej się, aż tak bardzo w oczy.
Była to mała zwinięta w rulonik karteczka wciśnięta między ołówki. Dziewczyna chwyciła ją i rozwinęła. Widniał na niej napis:

Nie w poznaniu leży szczęście, lecz w dążeniu do niego.

To był cytat. Pamiętała lekcje angielskiego, gdy pani Fisher przytoczyła kilka przykładowych cytatów Edgara Allana Poe. Był on znanym poetą i przedstawicielem romantyzmu.

Ale prócz kilku podstawowych informacji był dla Breeze tylko kolejnym znanym poetą zaprzątającym głowę jej nauczycielki angielskiego.

Myśl o cytacie i Edgarze Allanie Poe dała jej nadzieję, że może Scarlette ukryła w swoim pokoju więcej takich cytatów, a może i całe wiersze.

Bez dłuższego zastanowienia rzuciła się do najbliższych półek, do szafki na ubrania, komody i ostatecznie łóżka, ale nic nie znalazła.

Oznaczało to, że ta pojedyncza kartka mogła być zwykłą pojedynczą kartką, bez większego znaczenia.

Gdy znów rozejrzała się po czterech ścianach stwierdziła, że musi stąd wyjść choćby na chwilę, więc ruszyła do kuchni która znajdowała się po drugiej stronie domu, by nalać sobie szklankę wody.
- W tej piżamie wyglądasz jak Scarlette – nagle rozległ się głos za jej plecami. Odwróciła się i dostrzegła Johna w rozczochranych włosach, białym t-shircie i spodniach w granatową kratkę.

Czemu zawsze gdy idzie gdzieś sama spotyka właśnie go? - wywróciła poirytowana oczami, po czym wywołała na twarz sztuczny uśmiech dzięki któremu miała nadzieję dyskretnie przekazać mu ,,chcę być sama''.
- Czyżby? - odparła w końcu
- Tak, macie podobny kolor włosów, i te światło, tak padało, przez chwilę naprawdę myślałem, że to ona. - powiedział z nieukrywanym żalem.
- Mi też ciebie miło widzieć – odburknęła Breeze trzymając w ręku szklankę wody.
- Nie, nie o to mi chodziło, znaczy bardzo miło mi cię widzieć...koszmary?
- Coś w tym stylu? - wyminęła go i ruszyła do swojego pokoju. W ostatnim momencie przystanęła i odwróciła się do chłopaka wyciągając z kieszeni spodni małą karteczce.
- Znalazłam to u twojej siostry w pokoju, sam oceń, czy jest przydatne.


***


Trochę zajęło zanim Breeze postanowiła na nowo wygrzebać się ze swojego wygodnego miejsca. Dochodziło do godziny siódmej, a jedyne na co czekała to odgłosy schodzących z góry przyjaciół.
Nie chciała znowu zostać sam na sam z Johnem, nie po dzisiejszym spotkaniu. Szczerze miała nadzieję, że zajmie mu cały dzień analizowanie tej możliwej, lub nie, wskazówki.
Już podnosiła się, by wstać, gdy nagle drzwi otworzyły się z hukiem uderzając o ścianę. W przejściu stała ostania osoba którą chciała zobaczyć w tym momencie.
- Ubieraj się – rozkazał szatyn.
- Po co?
- Jedziemy na wycieczkę.


***


- Nie wsiądę na to – oznajmiła Breeze dziesięć minut później stojąc przed domem chłopaka i wpatrując się w czarny błyszczący motocykl.
Widywała wiele podobnych w Las Vegas, było ich tam nawet więcej niż aut. Ludzie uważali, że są wygodniejsze i szybsze od aut, ale ona nie patrzyła pod pryzmatem wygody, a raczej bezpieczeństwa. A raczej nie sądziła, by ten kask i dwa kółka miały zapewnić jej bezpieczeństwo.
- Będziesz bezpieczna, obiecuję – chłopak stał z wyciągniętą ręką, ale ta nie miała najmniejszego zamiaru się zgodzić.
- Czemu mam ci ufać, spaliłeś klub, a przy tym prawie mnie przy okazji.
- Właśnie, dobrze, że to ujęłaś, prawie – nacisk na ostanie słowo.
Breeze przewróciła oczami z niekrytą irytacją.
- Okej, okej rozumiem, nie ufasz mi, uważasz, że jak będziemy z radością korzystać z wiatru wiejącego nam w twarz i słońca ogrzewającego nasze plecy ja wjadę w drzewo?
- Coś w tym stylu – zaśmiała się, ale po chwili dodała – nie chodzi o to, że ty jesteś niebezpieczny, tylko ta maszyna.
- Zrobimy tak, ty przełamiesz się, wejdziesz na tą maszynę, a aj pokaże ci okolicę, jeśli będziesz się bała dasz mi znać, a zatrzymam motor. W zamian za to pokażę ci moje prywatne miejsce.
Chwilę nad tym pomyślała, pomysł nie był zły, w końcu była to dobra okazja na wydobycie z niego wszystkiego co wie.
- Obiecujesz?
- Obiecuje – John wyciągnął w moją stronę najmniejszy palec i gestem głowy zachęcił mnie bym wyciągnęła i swój. Po chwili złączyliśmy nasze palce w geście przysięgi.

Breeze zajęła miejsce na motorze tuż za kierowcą i objęła chłopaka w pasie tak mocno jak mogła.
Za duży kask ciążył jej na głowie sprawiając, że czuła jakby w każdej chwili mogła przechylić się na bok i przewrócić.

Silnik zaryczał i wystartowali. Wyjechali poza teren posiadłości, gdy rozległ się krzyk brunetki:
- Boję się!
Motor nie zwolnił.
- Boję się! - powtórzyła.
Żadnej reakcji.
- John powiedziałam coś!
- Przykro mi za późno, jestem w trybie ,,dowieź marudzącą dziewczynę do celu nie ważne jak marudząca będzie''.

Zrezygnowana oparła brodę o jego ramię i wpatrzyła się w rozmywany krajobraz lasu.

---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pamiętam jak pisałam ten rozdział. Wakacje. Góry. Pokój 113. Długa bezsenna noc i proszę, oto rozdział trzynasty. Mam wrażenie, że jest strasznie krótki, ale moje rozdziały mają z reguły po 10 stron, a zawsze jak dodaję tu wydają się być takie prawie nikłe.

4 komentarze:

  1. Chcę dalej. Ostatnia scena była wspaniała! Możesz jak najszybciej dodać kolejny rozdział? ;p

    A teraz tradycyjnie:
    - "Widywała wiele podobnych w Las Vegas, było ich tam nawet więcej niż aut. Ludzie uważali, że są wygodniejsze i szybsze od aut, ale ona nie patrzyła pod pryzmatem wygody, a raczej bezpieczeństwa." - powtórzenie wyrazu "aut".

    - "Będziesz bezpieczna, obiecuję – chłopak stał z wyciągniętą ręką, ale ta nie miała najmniejszego zamiaru się zgodzić." - Ręka nie chciała się zgodzić? Niedobra ręka! :D A tak na poważnie, brzmi to trochę dziwnie. To znaczy rozumiem sens, ale gdybyś dodała jeszcze jedno słowo. Na przykład: "(…) chłopak stał z wyciągniętą w jej stronę ręką, ale ona nie miała najmniejszego zamiaru się zgodzić." Co o tym myślisz?

    " Zrobimy tak, ty przełamiesz się, wejdziesz na tą maszynę, a aj pokaże ci okolicę (…)" - Literki Ci przeskoczyły nie na swoje miejsce w słowie "ja".

    "Obiecuje – John wyciągnął w moją stronę najmniejszy palec i gestem głowy zachęcił mnie bym wyciągnęła i swój. Po chwili złączyliśmy nasze palce w geście przysięgi." - Wszędzie jest narracja trzecioosobowa, a tutaj pierwszoosobowa. Chaotycznie to wygląda.

    Ale, mimo wszystko, nadal uważam, że ostatnia scena jest świetna. Zaczynam lubić Johna i to jego zdecydowanie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za opinię, co ja bym bez ciebie zrobiła :D
      Rozdział tym razem pojawi się szybciej (widzisz jak na życzenie :D ), bo w piątek. Powód napiszę w notce ;)

      Usuń
  2. Twoje mają dziesięć stron, poważnie? :o W życiu bym nie powiedziała! :o
    Dzisiejszy rozdział mi się strasznie podobał. Było w nim coś, co mnie przyciągało. Poważnie! Nie wiem, co to, ale no. Ważne, że było. (:
    Weszłam właśnie w bohaterów, a tam John. Kompletnie się nie spodziewałam, że on tak wygląda! Inaczej sobie go wyobraziłam, no, ale to nie ważne. Mimo wszystko cieszę się, że ich dodałaś. c:
    W ogóle to uważam, iż ten chłopak jest całkiem w porządku, tylko troszkę zagubiony. Głównie przez siostrę. Uciekła, a on jej szukał i znaleźć nie potrafił, ech. Mam nadzieję, że ta karteczka to jakiś przełom w tej sprawie.
    Na mnie już pora.
    Pozdrawiam, karmeeleq
    PS. Zapraszam do siebie; kiedy-gram-znika-caly-swiat.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że ci się podoba. Do ciebie zajrzę oczywiście w czasie wolnym (którego praktycznie nie mam, szczegół ;P )

      Usuń

Szablon by Selly