poniedziałek, 31 sierpnia 2015

Rozdział 12




Pierwsze co Breeze pomyślała wchodząc do tego wielkiego królestwa to ,,O Boże'', a to wszystko jedynie reakcja na hol w którym zresztą wisiał żyrandol z kryształków,a pod ścianą stała ogromna szafa sięgająca, aż do sufitu.
Przeszła po kamiennej podłodze, by po chwili stanąć na typowej drewnianej podłodze.
- Kiedyś sprzątaczka codziennie ją polerowała – Breeze odwróciła się w stronę usłyszanego głosu i dostrzegła wielkie białe schody, które rozgałęziały się u dołu na dwie strony salonu. Jednej z poręczy trzymał się John, tym razem bez papierosa.
- A czemu teraz tego nie robią? - powiedziała od niechcenia przyglądając się różnym drogim wazą stojących na pułkach i stolikach.
- Bo nie muszą – ruszył kilka stopni w dół – Moi rodzice już im za to nie płacą.
- Mieszkasz tu sam?
 
- Od jakiegoś czasu. Moi rodzice wyprowadzili się stąd, myślę, że jest im lepiej beze mnie. - próbował grać na jej litości, ale Breeze wcale mu nie ufała.
- Gdzie April i Freddie? - mechanicznie zmieniła temat.
- W swoich pokojach, nie martw się, nie podpaliłem ich – mrugnął do niej okiem, puściła to mimo uszu.
- Dalej mi nie wyjaśniłeś dlaczego wysłałeś do mnie te wiadomości – odstawiła na mały stoliczek wazon który przypominał jej jeden z tych widywanych w muzeach.
Cały salon wydawał jej się największym pokojem w całym domu, a przynajmniej na razie. Na przeciwko schodów znajdowały się podwójne oszklone drzwi prowadzące na taras.
Po lewej stały trzy duże kanapy ustawione w kształt literki ,,c'', pośrodku których stał mały szklany stoliczek.
Po prawej stronie stał sześcioosobowy stół z czarnego drewna, który znajdował się tuż koło ogromnej czarno-białej kuchni.
- Podoba ci się? - odezwał się chłopak znów robiąc kilka kroków w dół nie spuszczając z oczu brunetki.
- Tak, jest tu całkiem...przytulnie – tylko to przyszło jej do głowy, chciała być dla niego miła, a przynajmniej miała zamiar spróbować.
- Chodź, pokaże ci twój pokój – chłopak ze skoczył z kilku ostatnich schodków, minął Breeze i ruszył w kierunku korytarza tuż koło holu.
Jak wielki jest ten dom? - pomyślała dziewczyna przyciskając do siebie swoją jedyną torbę tak, by nikt jej nie ukradł. To śmieszne jak kilka dni i parę dziwnych wydarzeń potrafi człowieka przywiązać do rzeczy, tak jakby podróżowała z nią przez całe życie i znała jej wszystkie sekrety.

Ruszyła za chłopakiem nie chcąc go zgubić. Po chwili znaleźli się w nowym korytarzu. Był długi i pusty, jak nie umeblowane mieszkanie. Breeze przyglądała się wszystkiemu dokoła starając się nie stracić Johna z oczu.
Nagle na końcu korytarza dostrzegła drzwi które jak stwierdziła na początku wyróżniały się w tym czarno-białym domu.
Po kilku nie dokończeniach było widać, że były kiedyś białe, ale teraz zdobiła je żarówiasta czerwona farba. Jakby właściciel tego pokoju chciał podkreślić, że to jego pokój, albo, że jest inny od reszty domowników.
John chwycił za klamkę, a drzwi delikatnie się otworzyły ukazując skrawek niebieskiej tapety.
Brunetka spojrzała na gospodarza który gestem ręki nakazywał jej, by ruszyła przodem.
Teraz znalazła się w sporej wielkości pokoju o błękitnych ścianach i brudnym suficie. Główne miejsce w pokoju zajmowało podwójne łóżko stojące na podwyższeniu owleczonym w piaskową wykładzinę. Pod jedną ze ścian stało biurko idealnie uporządkowane z blaszanymi pułkami na książki. Nigdy nie widziała tak czystego biurka.
Gdy weszła głębiej dostrzegła małą wnękę w której stała czerwona skórzana sofa idealnie pasująca do szczeliny.
Odwróciła się w stronę wyjścia, gdy niespodziewanie światło rozbłysło w całym pomieszczeniu. Zdążyła już zapomnieć o Johnie stojącym kilka kroków za nią.
- Może być? - spytał
- Jasne, może być.
Breeze zajęła miejsce na łóżku stwierdzając, że jest niezwykle wygodne. Jakby wypełnione tysiącem małych chmurek.
Na biurku na przeciwko łóżka dostrzegła zdjęcie przedstawiające dwie postaci. Wysokiego chłopaka o czarnych zmierzwionych włosach,  oliwkowej cerze i białych lśniących zębach obok którego stała niska brunetka z rumieńcami czującymi się jak zjawa na jej policzkach. Na nosie można było dostrzec kilka pojedynczych piegów.  Oboje wyglądali na szczęśliwych. Naprawdę szczęśliwych.
- To ty? - wskazała czarnowłosego chłopaka.
- Tak - westchnął niechętnie John - kilka lat temu. To stare dzieje, zapomni...
- A obok ciebie to..? - brnęła dalej w pytaniach nie dając mu dojść do słowa.
- Moja siostra.
- Czy to jest jej pokój?
- Tak
- Gdzie ona teraz jest? Z twoimi rodzicami? - czuła, że powinna przestać, że to jego sprawa i nie powinna się w to mieszać, ale ciekawość zwyciężyła.
Chłopak westchnął zrezygnowany i zajął miejsce na łóżku obok mnie.
- Rok temu zaginęła, jakby wyparowała z mojego życia bez słowa.
- Przykro mi – wydukała jedynie.
- Nie powinno, przecież to nie twoja wina. Scarlette miała wtedy czternaście lat i miała ciężki okres. Starała się udowodnić, że nie jest taka jak my, powiedziała ,,jak tylko odkryję prawdę odejdę, odejdę na zawsze'' i chyba właśnie to zrobiła.
W głosie chłopaka dało się wyczuć silnie odciśnięty smutek. Brakowało mu siostry. Po zdjęciu można było założyć, że przynajmniej przez większość czasu dogadywali się.
- Kiedy zniknęła – ciągnął dalej – rodzicom odbiło, ona była oczkiem w głowie, jak to mówili ,,jedyne nie zepsute jabłko''. Gdy zabrakło ich najdroższej córeczki spakowali wszystkie walizki i odeszli zostawiając mnie samego w tym wielkim domu z poczuciem winy.
- Poczuciem winy? Czemu miałbyś czuć się winny? Czy ty..?
- Zrozum moi rodzice bardzo lubią wmawiać ludziom, że zrobili coś źle, są w tym wręcz niepokonani, ale tym razem naprawdę zawiniłem. Scar powtarzała mi co chce zrobić, ja myślałem, że to tylko żarty, jakiś młodzieńczy bunt. Gdy powiedziałem o tym rodzicom po jej zaginięciu uznali, że gdybym im powiedział daliby radę ją powstrzymać. Ale ja wiem, że by nie dali. Tylko, że jeśli chodzi o rozmowę z moimi rodzicami to oni zawsze mają ostatnie słowo. Nie ważne na jaki temat.
- Przykro mi...
- Mówiłem ci, to nie twoja wina, a przynajmniej nie tylko twoja. Moja siostra podjęła samodzielnie decyzje. - John wstał i ruszył do drzwi, by w ostatniej chwili powiedzieć – przyjdź za pół godziny do salonu, weź tą swoją książkę. - i wyszedł trzaskając drzwiami.
Breeze musiała przyznać, że młodsza siostra Johna miała dobry gust. Pokój był przyjemnie urządzony, ale mimo tego dziwnie jej się tu siedziało, tak jakby kradła komuś część jego duszy. Czuła się tu obco.

Wstała z łóżka i zaczęła się przechadzać po pokoju. Przypomniały jej się słowa które powiedział do niej John wtedy w lesie ,, Ktoś bliski mnie odszedł. Nie zginął, ale zaginął. Ale tylko ja tak uważam''. Czy chodziło mu wtedy o jego młodszą siostrę Scarlette? To, by się składało w kupę, ile ludzi może ginąć w przeciągu roku?
Tylko on wierzy w to, że żyje? No fakt, skoro po roku jeszcze ie wróciła, nikt o niej od tego czasu nie słyszał to nie ma co się dziwić. W końcu ma tylko piętnaście lat.
Dziewczyna zajrzała do szafy stojącej na końcu pokoju. Była sporej wielkości obrysowana w różnorodne obrazki zrobione farbą, jeden z nich przedstawiał błyskawice wychodzące prosto z czarnych puchatych chmur, drugi to była woda, małe jeziorko otoczone kamieniami i ziemią. Na końcu stała dziewczyna atakowana przez czerwone języki ognia. W jednym z rogów czaił się czarny atramentowy znak jaki już widziała w swojej książce. Szybko sięgnęła po nią i wróciła do szafy, by porównać oba obrazki.
Takie same linie i czarne kocie oko majaczące w środku.
Czyli faktycznie siostra chłopaka była w jakiś sposób z tym powiązana?
Otworzyła drzwiczki i rzuciła okiem na to co się kryło w środku.
Z ulgą stwierdziła, że Scarlette miała podobny gust do jej. Bez zastanowienia przebrała się w granatowe rurki, szarą luźną koszulkę i czarną skórzaną kurtkę. Kilkakrotnie przejrzała się w lustrze, by upewnić się, że wszystko pasuje, po czym sięgając po telefon i ponownie sprawdzając czy dostała jakąś wiadomość wyszła z pokoju.
Na szczęście z jej pokoju była całkiem prosta droga do salonu, musiała tylko przejść ponownie ciemnym prostym korytarzem, a potem wyjść w stronę holu i skręcić w prawo. Wtedy mogła znaleźć się tuż przed idealnie ustawionymi trzema kanapami i szklanym stolikiem. W tym momencie rozsiadły się tam trzy znane jej sylwetki. April w ciuchach w których wybiegli z hotelu siedziała do niej tyłem, Freddie z nisko pochyloną głową i intensywnie zmrużonymi oczami siedział bokiem do niej. Na fotelu naprzeciwko Breeze siedział szatyn w czarnej idealnie przylegającej koszuli odpiętej na ostatni guzik.
- Witamy naszego ostatniego członka – chłopak wstał i teatralnie przedstawił Breeze. Co oczywiście miało być z jego strony prostym sposobem, by ponabijać się z dziewczyny.
- Skończ lepiej zanim ktoś będzie musiał nastawiać ci klejnoty – mruknęła April nie ukrywając jadu w głosie.
Analizując całą sytuacje zdecydowała, że najbezpieczniej będzie usiąść koło Freddiego. Kiedy opadła na drugą część kanapy chłopak podniósł głowę do góry i uśmiechnął się do niej promiennie, ta odwzajemniła uśmiech.
Zapadła cisza. John wpatrywał się w podłogę pod stopami, tak samo jak Breeze i Freddie, najwidoczniej tylko April myślała trzeźwo, bo postanowiła przerwać tą ciszę:
- Okej rozumiem, że wszyscy są skołowani, ale ja jak i zapewne Fredwart chcemy usłyszeć wyjaśnienia! - dziewczyna wstała na równe nogi, spojrzała na bruneta siedzącego kilka kroków od Breeze, a ten jedynie wzruszył obojętnie ramionami – Nie ważne – od parowała najwidoczniej załamana postawą ,,przyjaciela''. Teraz zwróciła swój atak na Breeze – Wywlokłaś nas z hotelu bez żadnego tłumaczenia, poszliśmy z tobą, ale to nie znaczy, że nie chcemy wiedzieć co było powodem twojej nagłej zmiany decyzji, co cię skłoniło, by pójść z nim?! - w tym momencie wskazała wyprostowanym wskazującym palcem szatyna siedzącego naprzeciwko niej który najwidoczniej nie przejmował się żadnymi obelgami ze strony dziewczyny.
- Okej, wytłumaczę wam wszystko – oznajmiła Breeze wstając i przerywając ten ekscytujący monolog. - tylko mi nie przerywaj. - ostrzegła.
- Kiedy wyszłam z hotelu, by zaczerpnąć powietrza poszłam do lasu, tam spotkałam go, mniejsza jak, najważniejsze, że spotkałam go już wcześniej, w klubie Inferno. To on wzniecił pożar. – przy tych słowach miała wrażenie jakby usta April na chwilę wydęły się w wielkie ,,o'', Breeze ciągnęła dalej – Pokazał mi rysunek który przedstawiał mój idealny portret, powiedział, że mnie szukał, bo – zanim zdążyła powiedzieć resztę dostrzegła wzrok chłopaka który mówił jednoznacznie, że nie chce, by zdradzała przyjaciołom całego jego sekretu. Uszanowała to – ...właśnie przez ten rysunek. Jak się okazało to on wysyłał do mnie esemesy dzięki którym udało mi się uciec. Dlatego właśnie mu zaufałam.
- Okej, ale skąd wiedziałaś, że to on wysłał ci te wiadomości? Mógł kłamać – wtrąciła się April nerwowo poprawiając się na fotelu.
- Jeśli nadal we mnie wątpisz, pomyśl, że ściga cię całe wojsko Południowej Karoliny, i to nie za jakieś zwykle podpalenie klubu, tylko za coś z czego nie zdajesz sobie sprawy. Teraz mi ufasz? - powiedziała Breeze w tym samym czasie co John.
- Więc, jesteś po naszej stronie? - upewnił się Freddie który do tej pory się nie odzywał.
- Tak, znaczy moim życiowym celem nigdy nie było dołączenie do drużyny dobra, ale skoro już tak się stało to mówi się trudno – Breeze chciała dać znak bez głośnie chłopakowi, że wystarczyłoby zwykłe ,,tak'', ale ten nawet na nią nie patrzył.
- Skoro te ceregiele mamy już za sobą – teraz wstał na równe nogi jakby chciał ogłosić coś ważnego podczas uroczystej kolacji – pragnę was powiadomić, że wszystko co dotychczas robiliście, robiliście źle I naprawdę, ale to naprawdę dziwi mnie, że jeszcze żyjecie.
W tym momencie cała trójka wybałuszyła na niego oczy nie wiedząc o co mu chodzi.
- Zacznijmy od ciebie Breeze. Po pierwsze posłuchałaś anonimowej osoby choć kazała ci zwiać z domu? Łał, cieszę się, że tak mi ufasz, ale nie uważasz, że to było idiotyczne? - dziewczyna czuła z każdym słowem jej policzki płonęły coraz mocniej. - W tym wypadku było dobre, ale naprawdę następnym razem jak jakiś nieznany numer napisze ci ,,uciekaj'' zostań. Po drugie wyłączyliście telefony? - tym razem zwrócił się do wszystkich. - Wiecie o tym, że policja może wyśledzić telefony, a przy tym osobę posiadającą go? Pewnie dlatego tak łatwo was znaleźli.
Gdy tylko te informacje dotarły do zgromadzonych od razu wyciągnęli telefony z kieszeni.
- Breeze ty masz mój telefon, pamiętasz pisałaś z niego telefon do rodziny. - przypomniał Freddie.
- Faktycznie – dziewczyna wyciągnęła z granatowych dżinsów telefon bruneta I chciała mu go podać, ale wtedy pojawiła się ręka Johna. Szybko podążyła za nim wzrokiem I dostrzegła jak podchodzi do akwarium I bez zastanowienia wrzuca urządzenie do bulgoczącej wody.
- Co ty wyprawiasz?! - Freddie podniósł się ze swojego miejsca wściekły jak nigdy.
- Pisząc do rodziny wykazałaś się kompletną ignorancją dla sytuacji, jesteś poszukiwana, uciekłaś z domu, a twoja rodzina nawet nie wie, czy może nie jest to porwanie. Skąd mogą wiedzieć, czy to nie jakiś maniak napisał to, by przestali cię szukać. Chyba nie wierzyłaś, że tym ich uspokoić. Pewnie już dawno przekazali telefon policji I już znają twój namiar. Rozumiem, że martwisz się o swoją rodzinę, ale aktualnie powinnaś się martwić o własną skórę!
Wcale jej się nie podobał ton z jakim do niej mówił, jakby był lepszy od niej, co bo rodzina go zostawiła? Bo nie ma nic do stracenia?
Chciała siedzieć cicho I zapomnieć o ostrym głosie w tonie chłopaka, ale zamiast tego porwała się do góry I niespodziewanie powiedziała:
- Może nie wszyscy są takimi ignorantami jak ty!
Chłopak odwrócił się w jej kierunku.
- Może nie wszyscy potrafią znieść fakt straty kogoś bliskiego.
- Jesteś poza domem zaledwie kilka dni, nie wiesz co to strata, odrzucenie, ale gwarantuje, że jeśli nie zmienisz sposobu działania to niedługo się dowiesz
-Musisz być takim dupkiem? - teraz staliśmy na przeciwko siebie, twarz przed twarzą, jak w bezsłownej batalii.
- A ty taką bez myślną farbowaną brunetką?
- Moje włosy są prawdziwe, gorzej z twoją męskością!
- A za to twoja trzyma się całkiem nieźle
- Powiedział mężczyzna o damskich kaczych nóżkach.
- A, więc jednak jestem mężczyzną? Dziwne, bo jeszcze przed chwilą podważałaś moją męskość.
Chciała mu coś odparować, ale szczerze nie wiedziała co, ale na szczęście w tym momencie pomiędzy nimi pojawiła się April.
- Ludzie, czy tylko ja dostrzegam w jakiej jesteśmy sytuacji? Zostawmy kłótnie na inne czasy. Spotkamy się z herbatką I będziecie mogli podrzeć koty kochani, ale nie teraz. John, czemu oni są tak zainteresowani tą sprawą, przecież w Las Vegas co chwilę ktoś wysadza budynek, albo jakaś nieletnia ucieka, czemu akurat nami się tak zainteresowali? - zwróciła się do chłopaka.
- Tu chodzi o coś więcej, tylko póki co jeszcze nie wiem dokładnie o co.


---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Miałam rozdział dodać rano, przed wyjazdem do Gdańska, ale dopiero w samochodzie skapnęłam się, że tego nie zrobiłam. Ale jak mówiłam tydzień minął i dodaję nowy rozdział. Mam nadzieję, że wam się podoba. Myślałam o zrobieniu zakładki Bohaterowie. Przydałaby się, nie? Interesuje was to? Jak tak to piszcie, to zrobię ją jeszcze 1 września, żeby było, no wiecie porządnie.

A teraz podsumowując rozdział. Jesteście #TeamFreeze, czy #TeamJeeze?

6 komentarzy:

  1. Cześć kochana!
    Nie ważne o której godzinie, ważne, że w ogóle wrzuciłaś ten rozdział. :D
    Oj tak, zdecydowanie przydałaby się zakładka z bohaterami. Strasznie uwielbiam ich sobie oglądać i porównywać z moimi wyobrażeniami.
    Teraz tak; dobrze, że zabrał im ten telefon. Uciekają, ale piszę sms'y do rodziny, to takie mądre. XD Tylko żeby rybką z akwarium się nic nie stało. No wiesz, prąd i w ogóle. ;/
    Kolejną sprawą jest ta ich cała kłótnia. Mieli takie dziecinne odzywki, że to się w głowie nie mieści! Ile oni mają lat? Siedem? Nie wydaje mi się. Niech w końcu dorosną!
    I wtedy, kiedy on się otworzył i powiedział o swojej siostrze... To zdecydowanie mój ulubiony moment rozdziału. To było takie smutne, że się nie dało przejść obok tego obojętnie. W sensie przeczytać bez emocji. Co to, to nie. :c
    Mam nadzieję, że jego siostra się jeszcze odnajdzie.
    A ja nie jestem w żadnym teamie. Jak dla mnie Breeze powinna być sama. Nie pasuje mi do żadnego z nich. Takie mam wrażenie.
    Właśnie. Zapomniałabym się zapytać, czy na początku jest gif, czy może zdjęcie? Jeśli miał być gif, to Cię uprzedzam, że u mnie nie działa.
    Ja zmykam.
    Pozdrawiam, karmeeleq

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się, że rozdział się podobał. Zakładką Bohaterowie zajmę się jutro i w miarę możliwości do końca dnia powinna się pojawić, ale nie obiecuję, a to dlatego, że nie chcę publikować jej zrobionej byle jak, ale nie potrwa to długo ;)
      Ps. To na początku to nie gif, no, ale cóż tak jakoś pasowało mi do tego rozdziału, że nie mogłam tego nie dodać :)

      Usuń
  2. Ciekawie i tajemniczo :3 podoba mnie ziem. Fabuła się rozwija co mnie cieszy.
    Nadrobiłam rozdziały i najbardziej podobał mi się... właściwie dwa. Ten, w którym Freedie i Breeze prawie się pocałowali i ten 12. John sprawia wrażenie całkiem fajnego (przypomniał mi się Jace z Darów Anioła, gdy czytałam o Johnie XD )
    Najbardziej w tym rozdziale podobał mi się fragment z ich kłótnią (nieco się uśmiałam) i fragment, gdy John opowiedział jej o swojej siostrze i rodzicach. Zachował się zupełnie jakby ją znał i jak przyjaciółce opowiedział co go boli.
    Czyżby zanosiło się na trójkącik między Breeze aFreedem i Johnem? ;3
    Jak dla mnie John się nadaje dla April hehe
    Co by tu jeszcze napisać? No, podobało mi się :)
    A! Wkradło się kilka literówek i czasami pojawia się narracja pierwszoosobowa ;)
    Takie uwagi małe, ale reszta bez zarzutu c:
    Czekam do następnego i serdecznie pozdrawiam:)
    Dużo weny i siły do szkoły
    fantastyka-raja-kalpana.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  3. Rzeczywiście, myślenie to oni zostawili za sobą. Czy tylko ja mam wrażenie, że John okaże się tym najbystrzejszym z całej grupy? Swoją drogą, "drużyna dobra"? Czyli u niego ''dobroć" skręca w niewłaściwym kierunku? Nic dziwnego. Wrażliwością to on nie grzeszy.

    "Przeszła po kamiennej podłodze, by po chwili stanąć na typowej drewnianej podłodze." - Powtórzenie.
    "(…) przyglądając się różnym drogim wazą stojących na pułkach i stolikach." - "Wazą"? Tak trochę z francuskim akcentem. I nie na "pułkach", lecz "półkach". Przez "u" to tak bardziej jak jednostka wojskowa. ;)
    - "- Od jakiegoś czasu. Moi rodzice wyprowadzili się stąd, myślę, że jest im lepiej beze mnie. - próbował grać na jej litości, ale Breeze wcale mu nie ufała." - Przepraszam, ale czytając to zdanie, wcale nie mam wrażenia, żeby z jego słów pobrzmiewał jakiś smutek, melancholia chociaż. Brakuje mi tu opisu wyrazu twarzy albo uczuć. Czegoś, co by mnie upewniło w tym, że nie powiedział tego ot tak, byle jak.
    "- Chodź, pokaże ci twój pokój – chłopak ze skoczył z kilku ostatnich schodków, minął Breeze i ruszył w kierunku korytarza tuż koło holu." - To jest jedno ze zdań, gdzie po wypowiedzi bohatera piszesz wtrącenie narratora małą literą. Jeżeli nie opisujesz czynności mówienia to wtedy pisz z wielkiej litery. Tu "chłopak" powinien się zaczynać z wielkiej. Poza tym, "ze skoczył" powinno być napisane łącznie.

    To tylko kilka błędów. Odkryłam w Johnie cechę, która mi się podoba. To determinacja! Chłopak wygląda na takiego, który wie, czego chce. Dostaje plusa. I ten tekst o farbowanej brunetce. :p Zazwyczaj to blondynki mają być farbowane, a tu taka niespodzianka. Czyżby w jego mniemaniu kobieta - bez względu na kolor włosów - nie dorównuje mu inteligencją? ;p

    Biegnę oglądać zakładkę "Bohaterowie". Nie mogę się doczekać, co tam umieściłaś.

    OdpowiedzUsuń
  4. http://albuspotterwhogwarcie.blogspot.com/
    Zapraszam na 4 rozdzial, wiem ze kiedys mnie czytalas ;)
    A co do Twoich rozdizalow, to sa niezastapione! nawet nie mam sie do czego przyczepic! Czekam na nastepny!

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Selly