Czuła
jak wiatr muska jej skórę jakby opiekuńczy dotyk matki.
Obserwowała skrawki wschodzącego słońca przytulona do ramienia
chłopaka.
Nie
miała pojęcia gdzie jadą, ale podobało jej się to, te uczucie
wolności. Nie czuła tego od tak dawna i nie chciała, by te uczucie
zniknęło. Mimowolnie zamknęła oczy ze strachem, gdy tylko ostro
skręcili w prawo.
Najwidoczniej
nie wystarczyło raz wejść na taką maszynę, by pożegnać
wszystkie strachy.
-
Trzymaj się, zaraz będziemy – gdzieś przez huczący wiatr
usłyszała głos szatyna.
Nie
odpowiedziała mu, kiwnęła jedynie głową z aprobatą, choć
wiedziała, że nie może jej zobaczyć.
Zanim
się spostrzegła motor skręcił w gęsty las tak jak poprzedniego
dnia granatowy samochód który pierwszy raz zawiózł ich do tego
wielkiego domu.
Teraz
jechali wąską leśną ścieżką której samodzielnie nigdy, by
nie dostrzegła.
Podskoczyła
na swoim siedzeniu pod wpływem nie równej ziemi.
Trochę
jak jazda po księżycu – pomyślała.
-
To na pewno jest bezpieczne? - zawołała do chłopaka, ale ten
najwidoczniej zbyt zajęty drogą nawet jej nie usłyszał.
Droga
wcale się nie zmieniała jak liczyła Breeze, była nadal tak samo
wąska i nierówna jak dotychczas. Czuła jak wnętrzności skaczą
wraz z maszyną.
Dojedźmy
już – błagała w myślach. Ręce pociły jej się i miała
wrażenie, że jeśli zaraz się nie zatrzymają puści kierowcę i
poleci do tyłu uderzając głową o ziemię.
Jednak
tak się nie stało. Wiatr dotychczas silnie uderzający ją w twarz
ustąpił, a silnik się zatrzymał. W tym momencie poczuła też jak
maszyna przechyla się na bok i ciało przed nią podnosi się do
góry. Nadal nie otwierając oczu puściła chłopaka czując jak
bolą ją knykcie od uporczywego trzymania się szatyna.
Po
chwili udało jej się rozchylić powieki. Byli na małej polanie
którą otaczały tysiące wysokich drzew.
-
I co było tak źle? - usłyszała głos szatyna, gdy tylko stanęła
na giętkich nogach które przypominały jej teraz galaretę.
-
Tak – odpowiedziała jadowitym głosem odchodząc na bok, by być
tak daleko jak się tylko dało od tej maszyny – Teraz już możesz
być pewny, że więcej ci nie zaufam.
-
No to będziesz musiała na chwilę o tym zapomnieć, bo jak nie
będziesz mi ufać to zginiesz w tym lesie. A teraz chodź –
wyciągnął rękę w jej stronę najwidoczniej chcąc, by ją
chwyciła, ale ta nie miała najmniejszej ochoty na to.
-
Co z motorem?
-
To jest pustkowie, oprócz mnie nikt nie zna tego miejsca, nie
ukradną go, a jeśli już to przynajmniej będziemy mieć więcej
czasu dla siebie – mrugnął do niej okiem i ruszył wyznaczoną
drużką w stronę głębi lasu.
Jeszcze
raz spojrzała na polanę, po czym uśmiechnęła się sama do siebie
i ruszyła za nim.
***
Breeze
miała wrażenie, że droga nie miała końca. W lesie była tylko
raz. Podczas biwaku z mamą i Jasmine, ale do prawdziwego obozu było
temu daleko. Niedaleko ich domu roztaczał się sporej wielkości
las, jeśli by się jechało cały czas przy drzewach można było
dojechać na obwodnice. Tam właśnie była wyznaczona ścieżka
gdzie często widziała skautów, czy sportowców ćwiczących w
lesie dla spokoju. Nikt nie odważył się ruszyć nie wyznaczoną
drogą, bojąc się ruszyć w nieznane. Prawda była jednak taka, że
ten las był tak samo cywilizowany co reszta miasta. Gdy siedziały
przy swoim namiocie na niebie wyświetliła się reklama jakiegoś
przeciw łupieżowego szamponu. Więc widoki były ciekawe.
***
Poczuła
jak chłopak chwyta ją za nadgarstek ciągnąc ją w głąb lasu.
-
Nie martw się, już nie daleko – oświadczył z pewnością w
głosie.
-
Nie martwię się – odburknęła. Nie była jedną z tych osób
które co chwilę pytają się ile jeszcze zostało czasu. Była
cierpliwa i doceniała czas.
-
Wiem
***
-
Poznaję te drzewo, widzisz ten ,,x'' wyryte na pniu? To moje.
Zostawiłem je jako znak, by wiedzieć gdzie iść. Jesteśmy na
miejscu – oświadczył.
Gdy
tylko puścił jej rękę ruszyła w stronę drzewa, by przyjrzeć
się znakowi. Wyglądał jakby ktoś bez pośpiechu starał się
wyciąć idealny ,,x'', zapewne użył do tego małego nożyka
podręcznego.
-
Idziemy? - odwróciła się i znów pozwoliła, by chwycił jej rękę
i poprowadził w las.
Jednak
tu nie było już lasu, gdy tylko przeszli przez gęsto zwisające
gałęzie drzew zmieszane z wysokimi krzakami znaleźli się na
sporej wielkości polanie. Była większa od tej gdzie zostawili
motor, ale nie była na tyle duża, by wzbudzić czyjeś
zainteresowanie. Słońce padało centralnie na środek idealnie
zielonej trawy pełnej dmuchawców, mleczników i innych kwiatów. To
miejsce sprawiało, że oczy bolały, było tak inne od tego ciemnego
ponurego lasu.
Nie czekając na chłopaka puściła jego rękę i pobiegła z małego
pagórka rzucając się na trawę.
Wystawiła
twarz do słońca i poczuła ciepłe płomyki tańczące wokół
niej.
Rzuciła
wzrokiem w stronę chłopaka przyglądającego się jej z cienia,
jakby bał się słońca.
-
Ej księciuniu ruszysz łaskawie swój tyłek do mnie?! - krzyknęła robiąc z rąk coś na kształt tuby.
Na
ustach szatyna pojawił się momentalny uśmiech. Również złożył
tak dłonie i odkrzyknął:
-
Nie sądziłem, że kiedyś usłyszę od ciebie takie słowa.
-
Znasz mnie jeden dzień, jeszcze wiele o mnie nie wiesz – sama nie
pojmowała co się z nią działo. Czy oni właśnie flirtowali? Cóż,
na pewno ich rozmowa była dwuznaczna.
Chłopak
ruszył w jej kierunku.
-
Póki co wiem, że działasz impulsywnie. Wystarczy jak na początek?
-
Powoli się uczysz mój uczniu – teraz już był koło niej, nie
musiała krzyczeć, choć musiała przyznać, że taki sposób
rozmowy podobał jej się o wiele bardziej.
-
Od dawna znasz to miejsce?
-
Praktycznie od zawsze – mina mu trochę zrzedła, schował ręce do
kieszeni. - nigdy nikogo tu nie zabierałem.
-
Więc czym sobie zasłużyłam na ten zaszczyt?
John
nie uśmiechnął się, dalej stał zakłopotany grzebiąc butem w
ziemi. Na chwilę podniósł głowę na wysokość jej oczu i
otworzył usta jakby chciał coś powiedzieć, ale najwidoczniej się
rozmyślił, bo znowu spuścił wzrok i wyszeptał ledwo
dosłyszalnym głosem.
-
Powinniśmy już iść – po czym dodał dla wyjaśnienia – jak
twoi przyjaciele się obudzą mogą zacząć się martwić.
Po
namyśle choć dobrze wiedziała, że to nie był prawdziwy powód
nagłej chęci powrotu do znienawidzonego przez chłopaka domu,
zgodziła się z nim, więc ruszyli ponownie do lasu, by wsiąść na
motor i w ciszy wrócić tam skąd przyjechali.
Znów
chwyciła chłopaka w bokach i opierając się o niego głową tak,
by mogła widzieć las majaczący po bokach ruszyli.
Droga
wydawała się dłuższa niż poprzednio. Breeze nieświadomie
zamknęła oczy.
Przez
chwilę widziała ciemność tak jak zawsze, gdy odseparowuje się
od otaczającego świata. Ale po chwili ta pustka zaczęła się
kształtować w coraz wyraźniejszy obraz. Zobaczyła drogę i
płonące lasy po jej obu stronach. Po środku tego wszystkiego stała
szczupła postać z długimi blond włosami. Nie ruszała się, ale
mimo wszystko potrafiła wyczuć złość wypalającą jej dziury
między smukłymi palcami aktualnie ściśniętymi w pięści.
Zrobiła
krok do przodu, a wysokie obcasy zabrzmiały. Uniosła najpierw
jedną, a potem drugą rękę ku górze. Musiała się lepiej przyjrzeć, lecz gdy to dojrzała było już za późno. Na obu
dłoniach widniały płomyki ognia. Jej nadgarstek zdobił znak
przedstawiający oko otoczone prostymi kreskami.
Droga
zapłonęła.
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Pisałam już w komentarzu, że post będzie wcześniej, bo jutro wyjeżdżam na tydzień do Paryża i chcę wam coś zostawić. Rozdział ogółem mi się podoba, lubię moment na polanie, a uczucia Breeze co do motora i tego uczucia oparte jest na moim własnym. Nie przepadam za motorami, ale nie da się zaprzeczyć, że jeżdżenie na nich jest przyjemniejsze od auta (wiatr we włosach i takie tam bzdety). Okej, liczę, że wam moje wypociny się spodobały. Piszcie co myślicie i te dobre i złe opinie. Liczę a was :D
Widzimy się w następny poniedziałek.
Piszesz coraz lepiej, poważnie!
OdpowiedzUsuńWidać, że kształtujesz swój styl, poprawiasz wszystko, zwracasz uwagę na interpunkcję... Jest idealnie, o.
Szkoda, że byli tak krótko na polanie. W sumie to ich podróż nie miała sensu. Pojechali tam, aby zaraz wrócić? Chciał jej zrobić na złość jadąc na motorze? Chyba, że chciał jej powiedzieć coś ważnego! O! Tylko co?
Ja, powiem Ci szczerze, nie mam nic do motorów. Nie boję się ich, bo dlaczego miałabym? Wypadek, jeśli ma się zdarzyć, zdarzy się na każdym możliwym środku transportu. Nie ważne, czy to rower, motor, samochód, tir, pociąg, statek, czy nawet pierwszy! Nie oszukujmy się, teraz wszędzie coś się może stać.
Zapraszam również do siebie; kiedy-gram-znika-caly-swiat.blogspot.com
Pozdrawiam, karmeeleq
PS. Udanego wyjazdu! (:
Ja mój strach do motorów mam dlatego, że kolega moich rodziców zginął na motorze. Ale masz rację, teraz wypadek może zdarzyć się wszędzie.
UsuńTa podróż była raczej po to, by Breeze się rozluźniła, także Johnowi się nudziło, a jak John się nudzi to nigdy nie może się nudzić sam (ach te powtórzenia), tak, więc pokazał jej kawałek swojego świata.
Cieszę się, że rozdział ci się podoba:)
Wybacz, ale dzisiejszego poranka nie mam czasu na krytykę. Szczegółowy opis wrażenia podczas jazdy motorem bardzo mi się spodobał. Scena na polanie była bardzo osobista. Ukazywała tę część osobowości Johna, której jeszcze chyba nie mieliśmy okazji dobrze poznać. Cieszę się, że wprowadzasz takie nastrojowe momenty. Wierzę, że z czasem będą jeszcze bardziej fascynujące.
OdpowiedzUsuńOczywiście rozumiem i cieszę się, że rozdział ci się podoba :)
Usuń