piątek, 16 października 2015

Rozdział 19

Breeze wyszła na dwór kierując się w głąb lasu z każdym krokiem coraz bardziej przyspieszając. Nie wiedziała gdzie idzie, ale nie obchodziło jej to za bardzo. Chciała pobyć sama. Pomyśleć.
Biegła leśną drogą pomiędzy wielkimi pniami kończącymi się ogromnymi koronami drzew.
Czuła łzy napływające jej do oczu, ale starała się je powstrzymać.
Biegła coraz szybciej. Czuła ból pod stopami.
Demonem? Była demonem? Ona tak kochała wszystko co ludzkie. Szkołę. Przyjaciół. Poranne wstawanie i spotkania rodzinne. Właśnie rodzina... czyli, że jej siostra i mama... to wszystko nie prawda? Zwykła fasada?


Jeszcze bardziej przyspieszyła.
Emocje w niej szalały, chciała to wszystko wyrzucić z siebie, ale to jedynie narastało w niej jak jakaś zaraza. Zobaczyła naprzeciwko siebie gruby pień i skierowała bieg w jego stronę. Biegła. Była coraz bliżej. Zostało tylko kilka metrów.
I wtedy coś na nią skoczyło, złapało ją i rzuciło na bok.
Otworzyła oczy pełne wściekłości i wtedy zobaczyła Freddiego. Nie wytrzymała i zalała się płaczem.
- Będzie dobrze – próbował ją pocieszyć.
- Nie prawda – jęki Breeze niosły się po całym lesie – jestem jakimś monstrum, demonem. A ja tak kocham życie, wszystko co ludzkie, teraz jednak okazuje się, że we mnie nie ma nic ludzkiego. Jestem tu, by zniszczyć życie, życie które tak kocham.
- Jeśli tego nie chcesz nie rób tego. Dokonaj wyboru.
- Jak mogę dokonać wyboru i zostać człowiekiem skoro nawet nim nie jestem. Wiem, że mówiłam ci, że się nie zmieniłam, ale prawda jest taka, że sama w to nie wierzę. - łzy ciekły jej po policzkach.
- Breeze jesteś taka jak my wszyscy, masz serce, rozum i potrafisz kochać. Czy to nie są ludzkie uczucia?
- Ale...
- Breeze to twój wybór. Jeśli nie chcesz być jedną z nich zostań... zostań ze mną
Z tobą? - pomyślała zaskoczona, ale zanim zdążyła zareagować pocałował ją. Z początku była oszołomiona, nie wiedziała co robić, ale potem samo jakoś tak wyszło, że jej ręce powędrowały do jego włosów, a jego na plecy Breeze. Przytulili się do siebie i pogłębili pocałunek. Smakował jak herbata i cynamon. Pasowało to do niego.
- To było... - pierwszy odezwał się Freddie.
- przyjemne – dokończyła za niego zaskakując jego jak i siebie.
- Chciałem powiedzieć niespodziewane, ale ty lepiej to ujęłaś – poczuła na sobie jego oczy i zmusiła się, by na niego spojrzeć.
Wcześniej tego nie dostrzegła, ale od czasu, gdy wyruszyli w tą nieplanowaną podróż nie widziała u niego tak pełnego ciepła i szczerości uśmiechu.
Chciała odwzajemnić uśmiech, ale wtedy przed oczami pojawił jej się obraz wielkiej skrzyni i wydobywającego się z niej dymu.

W zaistniałych okolicznościach przywołanie uśmiechu na usta okazało się trudniejsze niż myślała.


***


Kiedy kilka godzin później siedziała na kanapie w salonie przyglądając się tomikowi poezji znalezionym w pokoju Scarlette. Jedynym sposobem na oderwanie się od własnego problemu było zajęcie się czymś innym.
- Ciekawa lektura? - nagle ze schodów rozległ się damski głos, ten sam który uświadomił Breeze gorzką prawdę.
Odwróciła głowę w tamtą stronę. Candela miała na sobie czerwony top idealnie oddający jej naturę i współgrający z nienaturalnie czerwonymi oczami, a do tego czarne rurki i kozaki. Wyglądała jakby zaraz miała gdzieś wyjść, ale Breeze dobrze wiedziała o co chodzi. Zależało jej na dobrym wrażeniu, a tego nie zrobi paradując w babcinych kapciach.
- Nie, tylko zabicie czasu, oderwanie od myśli – rzuciła spoglądając na książkę i przewracając kilka stron między palcami jakby była to jakaś zabawka.
- Próbuję cię zrozumieć – znów spojrzała w jej kierunku, zatrzymała się w połowie schodów i opierała się o framugę z dziecinną lekkością – Kiedyś potrafiłam czytać ci z twarzy, teraz jesteś jak zamknięta księga – w jej tonie dało się odczuć cichy smutek który, albo próbowała usilnie ukryć, albo po prostu uznała, że to najbardziej przekona ją do powrotu do ,,natury''.
- Przykro mi – mruknęła Breeze.
- I w tym rzecz – jej głos stał się głośniejszy, bardziej energiczny, zbiegła po schodach i stanęła przed nią – Ci nie powinno być przykro. Smutek to podrzędne uczucie. Nie daje pożądanych rezultatów. To tym się karmimy. A w tym momencie pożerasz sama siebie.
- Smutek to nieodłączna część życia, ze smutku rodzi się radość, to jak wielkie koło.
- To dotyczy ludzi, nie demonów.
- A czym tak właściwie różnią się demony od zwykłych ludzi? No wiesz, chcę wiedzieć kim jestem.
To pytanie najwydoczniej bardzo spodobało się blondynce, bo jej twarz wyszczerzyła się w uśmiechu, od razu popędziła na kanapę obok brunetki i zaczęła opowiadać:
- Pierwszą znaczącą różnicą jest to, iż demony czują mocniej niż ludzie, złość, radość. Uprzedzając twoje pytanie, nie nie czujemy smutku, ja mówiłam wcześniej, demony zostały zesłane na ziemię, by żywić się słabymi emocjami, dlatego okazanie smutku spowodowałoby paradoks.
- Ale przecież ja odczuwam ludzkie emocje – przypomniała jej.
- Bo przez te lata twoja szala przechyliła się w stronę ludzkiego świata. Mieszkałaś wśród ludzi, zaczęłaś ich rozumieć i w ten sposób stałaś się jednym z nich. Musisz zrozumieć, że nam przyswajanie informacji, czy też umiejętności przychodzi łatwiej niż zwykłym śmiertelnikom. Potrafimy rzeczy których oni nie umieją, ale prawda jest taka, że po wielu stuleciach oni pewnie też, by się ich nauczyli, ale jak już mówiłam my lepiej przyswajamy. Tak samo jest w chorobie, podczas gdy człowiek czuję ból głowy, my czujemy jakby ktoś walił naszą głową o mur z cegieł, albo wysadzał ją dynamitem, kiedy poczujemy się słabo możemy nawet zemdleć. To taki jeden minus, ale uwierz mi, o wiele więcej jest plusów. Polubisz życie z nami.
To się trzymało kupy. Dobrze pamiętała jak fatalnie czuła się na stacji kolejowej. Miała wrażenie, że zaraz zemdleje, ledwo trzymała się na nogach.
- Mówiłam ci, że umiemy rzeczy których zwykli śmiertelnicy nie potrafią, i uwierz mi to jest zajebiste. - ekscytacja odmalowywała jej się na twarzy, pośpiesznie wstała ze swojego miejsca i tak jakby zaraz miała przedstawić Breeze monolog stanęła przede nią. Odetchnęła głęboko, po czym zamknęła oczy i wyciągnęła rękę do przodu.
Z początku nic się nie wydarzyło, ale po chwili jej knykcie zaczęły się robić czerwone, jakby pod wpływem ciepła, potem pojawiły się iskry, jakby ktoś odpalił fajerwerki na jej palcach, chwilę później na jej dłoni pojawił się niewielkiej wielkości płomień. Candela wyszczerzyła zęby w uśmiechu, pstryknęła palcami, a ogień przeniósł się na jedną ze świeczek stojących w salonie.
- Widzisz? Prawda, że super?
Breeze nie potrafiła z siebie nic wydusić.
- Czyli ja też potrafię tak robić? - wydusiła z siebie.
- Tworzyć ogień? Nie wiem, nie wiem jakim żywiołem władasz, jak mówiłam minąło sporo czasu, zauważyłaś ostatnio coś dziwnego wokół siebie? Zauważyłaś, żeby jakiś żywioł się ciebie słuchał?
Właściwie to tak – przypomniało jej się. W głowie pojawiła jej się scena z placu w szkole. Amanda Fry i jej paczka. Woda wytryskająca na nich. Wtedy czuła palącą ją wściekłość. Czy możliwe, że potrafiła kontrolować wodę?
Podniosła się ze swojego miejsca i ruszyła do kuchni, by po chwili wrócić ze szklanką wody ku ogólnemu zdziwieniu Candeli.
Postawiła naczynie na stoliczku i stanęła przed nim wyciągając rękę. Ścisnęła mocno powieki starając się skupić na tej jednej rzeczy. Wodzie.

Gdy otworzyła oczy nic się nie zmieniło. Szklanka stała na swoim miejscu, nie wzruszona z ani jedną przelaną kroplą, woda dryfowała w naczyniu jakby wcale nie dostrzegała usilnych starań Breeze. Jakby z niej kpiła.
- Myślałam...myślałam, że to woda, ale chyba się pomyliłam.
- Dawno nie używałaś swoich mocy ze świadomością, może minąć trochę czasu zanim się tego na nowo nauczysz, ale nie odpuszczaj. - poradziła jej blondynka.

Właśnie, woda. Ogień. Przypomniała sobie jak książka na której z jakiegoś powodu zależało wszystkim wokół przetrwała pożar w klubie i wylanie na nią wody.
- Zaraz wrócę! Nie ruszaj się stąd! - krzyknęła kierując się powoli w stronę swojego pokoju.

Wpadła do środka i z przerażającą szybkością porwała tom i skierowała się z powrotem do salonu.
- Znasz tą książkę? - spytała kładąc przedmiot na stoliku.
Na widok księgi oczy Candeli rozszerzyły się, chyba z zaskoczenia.
- Przecież to jest Arcanus Liber. Święta Księga, jedyne stworzenie znające prawdę o całym wszechświecie, o każdym pojedynczym istnieniu.
- Znalazłam ją w bibliotece.
- Księga pokazuje się tylko, gdy ma odegrać jakąś ważną rolę, uratować, lub zniszczyć życie.
- Xavier twierdzi, iż gdy jakaś historia pojawi się na tych kartkach oznacza to, że niedługo się o siebie upomni. Uważa też, że jedna z tych opowieści ma coś związanego ze mną. Tylko, że ja przeczytałam je wszystkie i żadna nie wydaje mi się znajoma...
- To dlatego, że źle patrzeliście – dziewczyna przejęła od Breeze książkę i zaczęła powoli przerzucać kartki. Gdy doszła mniej więcej do połowy chwyciła jedną z kartek i zaczęła ją rozrywać.
- Co ty...! - Breeze chciała krzyknąć, ale wtedy coś zobaczyła. Candela rozerwała kartkę która w rzeczywistości okazała się dwiema sklejonymi kartkami. Dziewczyna wygładziła strony z których natychmiast zniknęły wszelkie pogięcia.

Teraz jej oczom ukazała się nowa historia. Gdy tylko spojrzała na tytuł, już wiedziała, że to jest to.

Legenda o Trzynastu Demonach

- Czasami rzeczy ważne są dobrze ukryte – szepnęła Candela.

Miała rację.


***


- Istnieje legenda o trzynastu demonach, które ze złości na ludzi Bóg sprowadził na Ziemie. Owe upiory gdy tylko wyczuwały strach, smutek, czy inne ludzkie słabości atakowały mocą pięciu żywiołów:
Wody, powietrza, ognia, ziemi i piorunów. Tak uzbrojone stwory mogące przybierać dowolny kształt i wygląd były praktycznie niezniszczalne. W końcu ludziom udało się stworzyć magiczną skrzynie zrobioną ze złota i drogich kamieni, ale co najważniejsze dzięki materiałowi skutecznie chroniły przed wszelkimi duchami. Pozostało jedynie zapędzić je do kufra i zamknąć. Jednak każdy mężczyzna który wyruszał z mieczem ginął na miejscu. Dopiero pewna dzielna kobieta podstępem zagoniła wszystkie demony do skrzyni i zamknęła na trzynaście spustów, a później schowała w ciemnej jaskini. Tam stworzenia przeczekały tysiące lat i wreszcie na początku dwudziestego wieku pewien mężczyzna zapuścił się w głąb lasu, gdzie znalazł jaskinie od której bił oślepiający blask. Wszedł tam i oczom ukazał mu się złoty kufer, chciał go zabrać, ale był za ciężki. Zobaczył wtedy na skrzyni trzynaście zamków, otworzył jeden i nagle z kufra uniósł się swąd niebieskich iskier. Niektórzy twierdzą, że mogło mu się przywidzieć inni sądzą, że mógł to być jeden z owych demonów, jednak nigdzie nie było słychać o żadnych zamieszkach, czy nagłych śmierciach, więc ludzie uznali, że należy po prostu zapomnieć i tak właśnie się stało. Wszyscy zapomnieli o legendzie o trzynastu demonach i o tym ile złego wyrządziły na ziemi, aż do teraz. - Breeze skończyła czytać nie mogąc nadal uwierzyć w to co widzi. Wszystko powoli układało się w całość. Przykrą całość.
- Odpowiedź cały czas była pod naszym nosem – zaklęła pod nosem zatrzaskując książkę z hukiem.
- ,,Jedynie, gdy poznasz każdy skrawek książki naprawdę ją przeczytasz'' – odpowiedziała Candela.
- Co ja mam teraz zrobić? Jestem demonem. Moje życie to jedno wielkie kłamstwo, a do tego ta legenda. Co to oznacza?
- Zagładę. Zagładę dla Ziemi, jestem tu tylko ze względu na ciebie, w dniu naszego ostatecznego zjednoczenia, w dniu, gdy w końcu wykonamy powierzone nam zadanie musimy być wszystkie razem. - w jej oczach Breeze dostrzegła czerwone języki ognia. Chwyciła ją za nadgarstki jakby chciała za wszelką cenę ją przekonać do swojej racji – Wróć ze mną. Jesteś naszą siostrą.
- Ja... - w tym momencie rozległ się dźwięk zamka w drzwiach i do środka wszedł Xavier. Dziewczyna nie sądziła, że może kiedyś tak bardzo ucieszyć się na jego widok. Ale w tym momencie uratował jej skórę.
- Xavier wróciłeś! - zerwała się z miejsca i pobiegła w jego kierunku, jakby wcale nie było między nimi żadnego spięcia.
- Cześć, co tu się dzieje. - przesunął wzrokiem z Breeze na Candele i z powrotem.
- Gdzie byłeś?
- Musiałem coś załatwić, nic ciekawego. A wy co robicie?
- Próbuję przekonać Breeze, żeby się stąd wyrwała na chwilę. Za długo trzymałeś ją w zamknięciu. - odezwała się blondynka.
Kiedy brunetka spojrzała w jej stronę dostrzegła promienny uśmiech który bił od niej jak blask, zachowywała się tak naturalnie. Ale po co kłamała?
- Uważam, że to dobry pomysł – odparł chłopak.
Hej, czy oni się zmówili przeciwko mnie? - odezwał się głos w głowie Breeze. Głos mądrze gada. Nie podobał jej się chwilowy sojusz tej dwójki.
- To co proponujesz? - zapytał Candeli zdejmując granatową pikowaną kurtkę i wieszając ją na jednym z kołków niezdarnie wystających ze ściany w przedpokoju.
- Może jakiś koncert? Macie w tej wiosce jakieś imprezy?
- Okej, więc ustalone. - uśmiechnął się do Candeli, a potem skierował się w stronę Breeze – Będzie jak za starych dobrych czasów. - mrugnął do niej, po czym wyminął dziewczyny i ruszył na górę.
Ziarno zasiane.
- Jakich dawnych czasów? - zapytała Candela.
- Nie ważne – machnęła odruchowo rękami w geście irytacji.
- Co się wydarzyło za starych dobrych czasów? - starała się ją ignorować, z tą myślą utrzymującą ją przy świadomości ruszyła ku swojemu pokojowi – Breeze?!

--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam nadzieję, że rozdział wam się podoba. Skończyłam go pisać wczoraj po lekko denerwującej lekcji hiszpańskiego. Za dużo, by gadać. W rozdziale dowiadujemy się wielu nowych rzeczy o demonach, a także spoglądamy na to jak znosi tą wiadomość nasza Breeze. Wydaje się też, że odnalazła szczęście u boku Freddiego, ale czy szczęście w przypadku Breeze jest możliwe? 
Pojawiają się zabawne momenty, także mam nadzieję, że rozdział wam się podoba i widzimy się za tydzień.
Jak myślicie jak dalej potoczą się losy Breeze i jej przyjaciół? Czekam na wasze komentarze :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Szablon by Selly