piątek, 9 października 2015

Rozdział 18



Breeze razem z Johnem zapakowali dziewczynę na tylne siedzenie samochodu, po czym zajęli miejsca z przodu.
Nie odzywali się do siebie. To milczenie dobijało Breeze.
- Nie rozumiem... - tylko tyle dała radę z siebie wydusić. - Nie rozumiem tego. Nawet nie byłam pewna, czy to... ona mnie zrozumie. Nie wiedziałam, czy potrafi mówić po angielsku, ale najwidoczniej...
- Breeze – głos Johna był cichy – problem w tym, że ty nie powiedziałaś nic po angielsku. Jestem prawie na sto procent pewny, że to była łacina.
- Przecież ja nie znam łaciny – zdziwiła się.
- I dlatego mnie to martwi.


 
Dziewczyna oparła się o twarde oparcie fotelu.
- Nazwała mnie swoją siostrą. O co jej chodziło?
- Myślę, że na to pytanie najlepiej odpowie ci ona sama. Dojedźmy do domu, dajmy jej odpocząć, a potem zasypmy ją pytaniami.
- Dziewczyna zapałka. To nam się trafiło – mruknęła, po czym oparła głowę o szybę i zatonęła we własnym świecie.


***


Do domu chłopaka dotarli w nieprzyjemnej ciszy. Nikt z nich nie wiedział co dokładnie wydarzyło się na brzegu lasu. Ani kim była ta dziewczyna śpiąca jak zabita na tylnym siedzeniu.
Kiedy auto zatrzymało się na podjeździe oboje otworzyli drzwi i spojrzeli na dziewczynę na tylnym siedzeniu.
- Nie damy radę jej zanieść sami. Zaraz wrócę – i nie zważając na bezgłośne protesty Johna weszła do środka budynku.

Kilka minut później Breeze wróciła razem z dwójką przyjaciół wyraźnie zaspanych jeszcze ubranych w piżamę którą Freddie z niechęcią pożyczył od szatyna, a April wzięła z szafy Scarlette tak jak Breeze. Tylko ona w odróżnieniu od brunetki nie wydawała się zgorszona noszeniem czyichś ubrań. Z dumą podziwiała swoją białą koszulkę na ramiączka i granatowe spodnie trzy czwarte.

Teraz w czwórkę sięgnęli po ciało. Breeze i Freddie pociągnęli ją za nogi. A reszta złapała za ręce. Dziewczyna szła tuż obok chłopaka który posłał jej przyjazny uśmiech. Machinalnie poczuła jak policzki zalewają jej się rumieńcem. A sądziła, że już się przyzwyczaiła do jego obecności.

Gdy znaleźli się przed drzwiami April podbiegła i otworzyła je. Kiedy chciała wrócić i pomóc Johnowi on odmówił twierdząc, iż samemu będzie mu łatwiej. Także dziewczyna ruszyła za nimi na końcu zamykając pochód.

- Co z nią zrobimy? - zapytała kiedy położyli ją na kanapie w salonie.
- A co możemy zrobić? Poczekamy, aż się obudzi. Żeby nam nie uciekła będziemy pełnić warty... - Breeze zaczęła dumna ze swoich zdolności przywódczych.
- Czekaj, mam lepszy pomysł – przerwał jej szatyn podchodząc do kuchni i wyciągając butelkę wody.
- John co...
Nie udało jej się dokończyć, bo chłopak już odkręcił zakrętkę i nachylił się nad twarzą blondynki. Przechylił butelkę i wtedy nagle jej ręka się podniosła, chwyciła jego nadgarstek z ogromną siłą jak założyłam po jej zaciśniętych knykciach.
- Nie radzę – jej oczy się otworzyły, a na twarzy pojawił się uśmiech. Popatrzyła się na wszystkich zebranych wokół. Butelka upadła na ziemię oblewając każdego oprócz niej. Rozciągnęła szyję jakby chciała się rozeznać w sytuacji.
- Co się tak gapicie? Nigdy nie widzieliście demona?


***


- Czy ona powiedziała demon? - to April odezwała się pierwsza. W jej tonie dało się dosłyszeń panikę, niedowierzanie, strach.
- Po jej słowach ,,Nigdy nie widzieliście demona?'' wnioskuję, że tak. - powiedział pełnym ironii głosem John
- Dziękuję Sherlocku, co ja bym bez ciebie zrobiła – odparowała April.
Breeze dostrzegła jedną dziwną rzecz, od dawna nie widziała, by April i Freddie się kłócili. Teraz jakby April odreagowywała na Johnie.
- Ej skupcie się! - głos Johna wyrwał ją z zamyślenia – musimy z nią pogadać na spokojnie. Może uciekła z jakiegoś wariatkowa.
- Tak, używaj takich słów przy chorej psychicznie dziewczynie, wcale jej nie przestraszysz i nie odrąbie sobie głowy – to był Freddie.
- Widzę, że przyjmujesz z góry najczarniejszy scenariusz. Myśl pozytywnie. Czym miałaby sobie odrąbać głowę?
Pośród tego harmidru jaki teraz panował w salonie nowa dziewczyna wydawała się być zupełnie nie wzruszona. Siedziała na brzegu kanapy wpatrując się pustym wzrokiem w każdego z osobna, aż jej wzrok spoczął na Breeze. Ignorując swoich przyjaciół dziewczyna ukucnęłam przy blondynce, by mieć ją na dobrej wysokości.
- Posłuchaj, nie wiem co robiłaś tam w lesie, ale jeśli ty coś wiesz powiedz nam to. Jesteśmy tu po to, by ci pomóc – starała się, by jej głos brzmiał w miarę spokojnie.
- Wszystko co wiem? Możliwe, że nie macie tyle czasu.
- Co? Czemu?
- Powinnaś to wiedzieć, jesteś taka jak – Breeze zobaczyła chytry uśmiech majaczący na jej buzi. John i Freddie skończyli się kłócić, najwidoczniej dostrzegli, że rozgrywa się coś ważnego i póki co należy zaniechać dziecinnych zabaw.
- Taka jak ty? Nie rozumiem.
- Życie wśród ludzi cię ogłupiło moja droga. Jesteś trzynastym demonem...

Słowa wypowiedziane przez nową uderzyły w Breeze jakby ktoś walnął ją w twarz. O czym ona mówiła?
Usiadła na podłodze czując, że robi jej się słabo.
-... I niedługo pomożesz nam zniszczyć ludzi.
Czy to był jakiś głupi kawał?
- O czym ty gadasz, Breeze jest człowiekiem! - krzyknęła April.
- Pewnie jest naćpana – dodał Freddie.
- Demony? Co za bzdety – to był John.
Ale w jej głowie jakby odblokowała się pewna komora z której jak ze strumienia wylały się wspomnienia.

Stworzenie. Chaos. Ciemności. Wolność. Życie człowieka.
Była demonem. Nowa nie kłamała.

- Stop! W ten sposób nic nie zyskamy, musimy załatwić to na spokojnie. - powiedziała do przyjaciół, po czym zwróciła się do nowo przybyłej – Mów.
- Tysiące lat temu Bóg doszedł do wniosku, iż ludzie to jeden wielki błąd. Chciał zacząć wszystko od początku, pozbyć się najsłabszych z was – popatrzyła na April, Freddiego i Johna – To była cudowna wizja, a my, posłannicy Najwyższego mieliśmy ją wypełnić. To był zaszczyt. Było nas trzynaście, trzynaście zaciekłych wojowników Nieba i Piekła. - wszystkie słowa wypowiadała z wielką pasją i uwielbieniem, było to dość dziwne zważywszy na to o czym mówiła – jednak pech chciał, że trafiliśmy na Ziemię w momencie rozprzestrzenienia się tego cholernego feminizmu...
- Przecież feminizm rozprzestrzenił się w latach sześćdziesiątych dwudziestego wieku – przerwała jej.
- Pomyśl chwilę, większość naukowców to mężczyźni, gdyby wszyscy wiedzieli od jak dawna rozprzestrzenia się siła kobiet wszyscy faceci siedzieli, by w domu zajmując się dziećmi. Bóg często powtarzał, że ludzie zostali stworzeni jak dwie połówki pomarańczy, mężczyźni reprezentowali siłę, kobiety zaś umysł. Siła może się zrodzić z umysłu, ale umysł z siły już nie.
Więc jak mówiłam. Byliśmy przekonani, że mężczyźni są zbyt głupi, by nas pokonać, tak oczywiście było, ale niestety pewna kobieta która nazywała się Mantis Natio. A przynajmniej my tak ją nazywamy, szczerze nie wiem jak się nazywała i nie obchodzi mnie to za bardzo, to łacina, znaczy to dosłownie Modliszka narodu. Urodziwy pseudonim, prawda? - uśmiechnęła się bardziej do siebie, jakby wspominała stare dobre czasy – Tak, więc owa kobieta wynalazła sposób jak nas pokonać i zamknęła nas w skrzyni. Wyobrażacie sobie trzynaście istot zamkniętych razem w ciasnej skrzyni? Na początku dwudziestego wieku dotarł do nas jakiś naiwny głupiec który otworzył skrzynię, jednak jeden zamek odpowiadał jednemu demonowi. Uwolnił trzynastego demona, czyli ciebie Breeze. Nie mogłam za tobą ruszyć, a ty nie wróciłaś nas uratować, osiedliłaś się w zwykłej rodzinie. Nie wiem co tobą wtedy miotało, ale wiem, że to cię zmieniło, stałaś się ludzka. Zapomniałaś jak używać mocy, jesteś teraz tak słaba jak oni – ponownie wskazała palcem na przyjaciół Breeze – Niedawno udało nam się zwieść kolejną osobę która nas uwolniła. Naszą misją jest przypomnienie ludziom o naszym istnieniu i starcie ich w proch. Jednak moim osobistym zadaniem było odnalezienie cię i sprowadzenie do reszty. Jesteś jedną z z nas Breeze.
Gdy tylko dziewczyna skończyła opowiadać zakręciło mi się w głowie, poczułam, że robi mi się słabo.
Tak bardzo, tak bardzo chciała zaprzeczyć, ale jaki ma to sens kiedy wiesz, że to prawda? Kiedy widziałaś to na własne oczy? Swoją naturę.
- Breeze wszystko w porządku? - to John podszedł do niej pierwszy.
- Tak, John ja tylko... - chciała podziękować mu za troskę, ale w tym momencie rozległ się sarkastyczny śmiech blondynki.
- John? Wy śmiertelnicy jesteście naprawdę zabawni? Kłamiecie, oszukujecie, dziwię się, że do tej pory sami siebie nie wybiliście.
- O co jej chodzi? - zapytała wpatrując się to w chłopaka to w demona.
- Naprawdę się zmieniłaś, gdybyś nie spędziła tyle czasu z ludźmi nie dałabyś się mu oszukać. On nie nazywa się John, tylko Xavier Morgans. Wykiwał ciężarem


***


- Breeze zaczekaj!
- A czemu niby John, a może powinnam cię nazwać Xavier Morgans? - warknęła na niego nie zatrzymując się, ani na moment.
- Daj mi to wszystko wytłumaczyć!
- Po co kłamałeś, Xavier? Po co? Co chciałeś tym zyskać? Bo na pewno nie moje zaufanie – zatrzymała się na tarasie czując, że zaraz upadnie z napływu informacji.
- Przepraszam. Nie sądziłem, że cię polubię. Uznałem, że lepiej będzie się nie ujawniać, pozostać incognito.
- Czyli od początku mi nie ufałeś? - poczuła jego ręce na moich ramionach. Nie miała siły protestować.
- A ty ufałaś mi? Proszę cię Breeze, oboje popełniliśmy błędy, ale czy to nie znaczy, że jesteśmy skreśleni na zawsze?
- Nie skreślam cię Jo...Xavier, po prostu nie jestem gotowa ci wybaczyć.
- Dobrze, szanuję to – chłopak zdjął dłonie z niej, poczuła jak oddala się – A tak, właściwie, przyznasz, że zły John brzmi lepiej, niż zły Xavier.

Nie potrafiła się powstrzymać, kąciki jej ust wykrzywiły się w lekkim uśmiechu.


***


Xavier nie wrócił do salonu co bardzo ucieszyło Breeze, bo postanowiła póki co go unikać. Niech nie myśli, że będzie tak łatwo. Jeśli kłamiesz to cierpisz.
Za to, gdy wróciła dostrzegła całą resztę w takich miejscach w jakich ich zostawiła.
- Wybaczyłaś śmiertelnikowi? - zapytała blondynka.
- Xavierowi i nie wiem, muszę nad tym pomyśleć.
- Musimy coś z nią zrobić – powiedziała April – nie może chodzić po ulicach z tym jej płomieniem a rękach.
- I nie będzie. Ty... niech będzie Candela...
- Nie podoba mi się – odburknęła.
- Więc masz problem, reklamacji nie przyjmujemy – odpowiedziała jej – zostaniesz tu dopóki nie wymyślimy co z tobą zrobić. Rozumiesz? Inaczej twoja misja się nie powiedzie.
- Jeśli zgodzę się na ten warunek wrócisz ze mną do naszych sióstr?
- Niech będzie, wrócę. April zaprowadź Candelę na górę – po krótkim namyśle zgodziła się i wskazała przyjaciółkę, by zaprowadziła ich nowego gościa na górę.
Teraz została sam na sam z Freddiem.
- Czy...czy ona mówiła prawdę? - wydusił z siebie po dłuższej chwili milczenia.
- Tak, dla mnie to też jest szok Freddie, ale hej to ja Breeze. Demon, czy nie demon, nie zmieniłam się. - próbowała przywołać na twarz uśmiech, ale nie wyszło jej to najlepiej.
- Wiem Breeze, nie znam bardziej ludzkiej osoby, dlatego tak trudno mi w to uwierzyć, ale... to nie zmienia nic.
- Cieszy mnie to - odparła – A teraz przepraszam, idę się przejść – minęła chłopaka na którego twarzy odmalowało się zaskoczenie.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No i mamy rozdział 18, i nową postać. Co myślicie o Candeli? Rozdział ujawnia wiele tajemnicy. Także, mam nadzieję, że was nie zawiodłam
Ps. Na LBA odpowiem później, bo przez szkołę nie miałam kompletnie czasu

Piszcie co myślicie!

3 komentarze:

  1. Ali! :D To znaczy Sasha. To przez to, że do stycznia trzeba czekać na nowe odcinki "PLL" oszalałam, gdy ją tu u Ciebie zobaczyłam. ;p Kurczę, John jest Xavierem? Szczerze powiedziawszy bardziej mi się podoba jego prawdziwe imię. Bardziej pasuje do tego typu bohatera. Ale mógłby się postarać i zanieść tę dziewczynę do domu bez niczyjej pomocy. Poza tym zrobiłaś z Breeze demona..? I to trzynastego - jakiegoś pechowego. ;p I jeszcze jej przeznaczeniem jest zniszczyć ludzkość? To straszne. Ale dobra, demony demonami, feminizm feminizmem. Jedno mnie zastanawia: co ukrywa Xavier? Bo mam wrażenie, że ma więcej tajemnic niż się nam wydaje.

    PS.: Zauważyłam, że każdy Twój rozdział jest coraz lepszy. Nie wiem czy już Ci to pisałam. Ten ma na przykład wyższy poziom niż - dajmy na to - rozdział dziesiąty.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, Sasha jest efektem tęsknoty za serialem, nie żartuję, uwielbiam ją, także od początku planowałam tą postać, a także kto ją zagra.
      Co do Breeze i jego bycia demonem, również wiedziałam o tym od początku, chciałam, by rozwiązanie było nie spodziewane i chyba się udało, bo nikt nie podejrzewał takiego obrotu akcji.

      Dziękuję za opinię, cieszę się, iż uważasz, że pisze coraz lepiej. Miło słyszeć takie rzeczy. Mam nadzieję, że następne rozdziały cię nie zawiodą.

      Pozdrawiam, wytrwała na zawsze

      Usuń
  2. E, chwila, co?
    Zaskoczyłaś mnie kompletnie tym rozdziałem, nie ma co. Poważnie, aż nie wiem, co mam napisać.
    Myślałam, że trzynaście demonów to będą mężczyźni, czy coś. Jednak Breeze? Spokojna osóbka? Już bardziej by mi April pasowała!
    No i to kłamstwo. Kurcze. Z jednej strony go rozumiem i zrobiłabym to samo, natomiast z drugiej już nie koniecznie. Teraz mam jeszcze bardziej mieszane uczucia co do niego. :/
    Nie lubię Candeli. Jest za pewna siebie, przez co mnie irytuje. Nie, inaczej. Ona po prostu jest okropna,myśli, że jeśli jest demonem, to jest najlepsza na świecie. Phi.
    Pozdrawiam, karmeeleq

    OdpowiedzUsuń

Szablon by Selly