Jak się okazało różnica odległości od miejsca ich przebywania do miasta była zgoła inna niż zakładali. Fakt, że autobusem trasa nie wydawała się taka rozległa, ale piechotą to było co innego. Breeze miała wrażenie, że szli tą samą pustą drogą od kilku godzin. Na początku byli w dziarskich nastrojach, szli razem pod ramię, śmiali się... ale to nie potrwało długo. W tym momencie dziewczyna miała na karku marudzącą April i co chwilę proponującego zmianę planu Freddiego. W końcu stwierdziła, że ma dosyć, także chwyciła plecak który dotychczas niósł chłopak i przyspieszyła kroku zostawiając przyjaciół z tyłu. Nie miała zamiaru na nich czekać, chciała być już na miejscu i czuła, że zaraz tak będzie.
-
Breeze zaczekaj! - znów rozległ się krzyk zasapanej April.
Dziewczyna
ją zignorowała i ruszyła jeszcze szybciej.
Zanim
się zorientowała poczuła na podeszwie kłujący ból, jakby ktoś
wetknął jej w stopę tysiące igieł. Wściekła przystanęła i
zaczęła rozwiązywać swoje tenisówki. W ten sposób została w
samych skarpetkach. Chwyciła obuwie w obie ręce i poszła dalej.
Nagle
poczuła pod sobą coś co nie było kamykami zmieszanymi z piaskiem
i kawałkami asfaltu podgrzewanymi przez słońce. To było twarde,
miało kilka małych wgłębień tak, że tworzyły się z nich
kwadraty. Breeze spojrzała w dół i uśmiechnęła się na widok
szarego chodnika. Zwróciła głowę w kierunku gdzie jeszcze przed
chwilą był las, teraz stał tam stary dom otoczony drewnianym
płotem.
Breeze
nie mogła uwierzyć własnym oczom. Udało im się. Spojrzała na
przyjaciół idących niczym dwa ślimaki po całym dniu wędrówki.
April szła z wysoko uniesioną ręką w której błyszczał jej
mały Samsung z wystającą antenką. Freddie przewrócił oczami na
widok jej zachowania.
Brunetka
podbiegła radośnie do przyjaciółki i energicznie pociągnęła ją
w miejsce gdzie jeszcze przed chwilą stała.
-
Co ty wypra..? - nie zdążyła dokończyć zdania, bo wtedy
dostrzegła, gdzie aktualnie są – Yeah! - krzyknęła nie
potrafiąc opanować radości.
-
Nie sądziłem, że może się z ciebie wydobyć tyle pozytywnej
energii – po chwili koło nich pojawił się Freddie znów
rozpoczynając kolejną rundę potyczek słownych z jej przyjaciółką.
-
Naciesz się Fredwardzie, bo to jedyny moment kiedy jakaś dziewczyna
krzyknie ze szczęścia w twojej obecności.
Tym
razem April wygrała. Chłopak przesłał jej tylko wredne
spojrzenie, a ona je odwzajemniła.
Ale
z nich dzieci.
-
Więc co teraz? - zapytała szatynka.
-
Myślę, że poszukamy jakiegoś baru, zjemy coś, napijemy się i
przemyślimy gdzie iść dalej.
Oboje
zgodnie kiwnęli głowami i ruszyli w stronę centrum tego małego
miasteczka.
Wystarczyło przejść kilka kroków, by zorientować się jak inne jest to miejsce
od tego gdzie mieszkali. Po pierwsze trzeba było podkreślić, że
było tu cicho jakby właściwie nikt tu nie mieszkał, nie było
słychać trąbiących aut, szalejących nastolatków, turystów i
ogólnie tego gwaru dużego miasta. Nie było tu żadnych bloków, a
co dopiero wieżowców, tylko jednoosobowe domki przystrojone w
przyjemnych klimatach wziętych prosto z bajek.
-
Dziwnie tu – powiedziała April.
-
Zapomniałam, ty lubisz hałas, szaleństwo, imprezy...
-
Nie o to mi chodzi, ale fakt brakuje mi tego
-
Nikt ci nie każe zostać – odparł Freddie. Dziewczyna puściła
to mimo uszu, ale Breeze nie mogła oprzeć się wrażeniu, że
chciał zostać sam na sam z nią. Może za dużo sobie wyobrażała.
Znowu
ruszyli kamienną drużką wypatrując jakiegoś miejsca gdzie
mogliby się zatrzymać.
To
było idealne miejsce, by skryć się przed światem. Mogli, by tu
zostać dopóki władze nie znudzą się jej osobą lub do kiedy nie
odkryją, że to nie jej wina. Dostrzegła z oddali kilka aut i już
wiedziała, że dotarli do centrum. Pociągnęła przyjaciół
wskazując przed siebie. Oboje zgodnie stwierdzili, że najlepiej
będzie przyspieszyć kroku.
Także
teraz biegli w dół po zimnej kamiennej drodze, aż dotarli do
rozgałęzienia dróg. Co jakiś czas mijało ich jakieś auto.
W
pewnym momencie April wskazała na jakąś ruderę przypominającą
stacje benzynową...a nie zaraz przecież to stacja benzynowa, a
dokładniej mały przydrożny bar na stacji benzynowej. Przypominał
mieszankę pubu z Las Vegas i staromodnej kawiarenki. Przez wielkie
szyby dało się dostrzec tłum ludzi skupionych uważnie na jednym
punkcie.
-
Dziś są finały, nawet nas nie zauważą – odburknął Freddie.
Chodziło mu zapewne o piłkę nożną, w końcu nie od dziś
wiedziała o tym, że chłopak interesuje się tym – Idziecie? -
machnął zachęcająco ręką na co przyjaciółki spojrzały na
siebie pytająco, wzruszyły ramionami i ruszyły za brunetem.
***
Po
chwili weszli do dusznego pomieszczenia pełnego ludzi. To tu
najwidoczniej skryli się wszyscy. Największy tłum zebrał się
wokół lady gdzie barman po kolei podawał każdemu drinki, na
wielkim plazmowym telewizorze rozgrywał się właśnie finał
jakiegoś meczu. Breeze wpatrzyła się jak małe ludziki niczym małe
robaczki biegają po zielonej trawie i kopią ledwo widoczną piłkę.
Jeden z ludzików o niebiesko-żółtych barwach kopnął piłką w
bramkę i rozległ się krzyk.
-
Co się dzieje? - spytała April.
-
Kibice – odpowiedziała przewracając oczami.
Na
ekranie zapowiedzieli przerwę na reklamy, a oni ruszyli w stronę
barku, żeby coś zamówić.
-
Co dla was dzieciaki? - rzucił barman jednocześnie mieszając
drinka dla gościa siedzącego obok, nie wyglądał zbyt przyjaźnie,
miał bliznę na policzku i złote zęby.
-
Dzieciaki? Proszę cię ja już dawno jestem po osiemnastce, także
wiesz – szatynka oparła się uwodzicielsko łokciem o blat i
zamrugała do mężczyzny.
On
jednak chyba nie za bardzo się tym przejął. Postawił gotowe piwo
na stole i zajął się wycieraniem mokrych kufli.
-
A, więc pokaż dowód
-
Yyy chyba zapomniałam wziąć z...pracy – burknęła dziewczyna
drapiąc się w głowę zażenowana.
Breeze
zamówiła dla siebie wodę mineralną, dla przyjaciółki colę i to
samo dla Freddiego po czym poprowadziła ich do jednego z wolnych
stolików.
-
Brawo Mrs Żenada – odezwał się brunet.
April
odwróciła głowę jak najdalej od niego. Czyli mamy remis.
-
Możecie zachować powagę, chociaż raz?
Przyjaciele
wymienili serię wrednych spojrzeń, po czym zwrócili się w
kierunku dziewczyny.
-
Zostaniemy tu na jakiś czas, dopóki czegoś nie wymyślę.
Jeśli
czegoś nie wymyśle – poprawiła siebie w myślach. Szczerze nie
wiedziała jak dalej będzie wyglądać ta podróż, nie ma
wyznaczonego celu. Nie wie nawet, czy kiedyś nastąpi koniec.
Uciekła i musi ponieść tego konsekwencje, ale czy musi zwalać
lawinę skutków na tą dwójkę. April i Freddie może i czasem
irytowali, ale byli prawdziwymi przyjaciółmi, a biorąc pod uwagę,
to, że jeszcze kilkanaście godzin temu czerwieniła się na sam
jego widok to był wielki sukces.
Kelner
podszedł do ich stolika i postawił przed nimi trzy szklanki po czym
zajął się ich napełnianiem. Kiedy odszedł Breeze przyciągnęła
do siebie wysokie naczynie z przezroczystym płynem.
Upiła
łyk i odstawiła przedmiot na stolik. Wtedy przypomniała sobie o
torbie leżącej tuż koło jej nogi. Wystawał z niej spory kawałek
starej książki. Sięgnęła po nią. Już dawno uznała, że jest
nie przydatna, ale co miała do stracenia?
-
Co robisz?
-
Korzystam z ostatniego źródła... - właściwie źródła czego?
Freddie
zrobił miejsce na stole przesuwając wszystkie szklanki na co April
burknęła tylko 'Ej piłam jeszcze', gdy wyciągnął jej przedmiot
prosto z ust.
Teraz
cały stół zajęła wielka księga. Breeze musnęła ją
koniuszkami palców jakby była zrobiona z najdelikatniejszego szkła.
Książka
miała coś w sobie, coś co pozwalało jej przetrwać różnorodne wyzwania natury, a co również pozwalało myśleć jej, że to ona
jest źródłem jej wszystkich kłopotów.
Chwyciła
za róg ''Zapomnianych Legend'' i otworzyła go na pierwszej stronie.
Pierwsze co jej się rzuciło w oczy to znak. Kilka namalowanych
czarnym tuszem kresek. Zastanawiało ją co one oznaczają. Może to
jakiś ukryty kod, albo znak jakieś sekty? Nie wiadomo kto miał tą
książkę przed nią. Może to zwykły akt wandalizmu.
Przewróciła
kolejną stronę i dostrzegła ozdobny nagłówek ''Jaskinia
Potworów''.
Zaczęła
czytać:
Spali
niegdyś rycerze pod topolami w pewnym lesie. Zbudzili się słysząc
straszliwy dźwięk dochodzący z jaskini oddalonej o kilkanaście
metrów. Stanęli gotów do walki, kiedy z ciemności wyłoniła się
kobieta. Po chwili wyszły jeszcze dwie. Wyglądały normalnie,
jednak nie posiadały cienia. Był z nimi król który widząc to
dziwne zjawisko ruszył na przybyszy. Wtedy bestie pokazały swoje
prawdziwe postacie. Zmieniły się w ogromne wilki stojące na dwóch
łapach jak człowiek. Rzuciły się do walki, jednak władca
posiadał miecz w który niegdyś został wbudowany magiczny kamień
pochodzący z tych okolic. Rozgromił potwory cios za ciosem. A
kiedy padły, obróciły się w proch.
-
Breeze!
-
Co się dzieje? - podniosła głowę znad książki i spojrzała na
przyjaciółkę która wskazywała na coś palcem z ożywieniem.
-
Jesteś w telewizji – odpowiedziała.
-
Co?! - Breeze odwróciła się w stronę w którą patrzyła
przyjaciółka pewna, że to jakiś żart.
Ale jednak tak nie było. Na wielkim plazmowym telewizorze na którym jeszcze przed chwilą rozgrywał się mecz pokazywano filmik na którym jakaś dziewczyna stojąca wśród przerażonych ludzi pochyla się nad czymś, a potem rozglądając się na wszystkie strony ucieka. Musiała przyznać wyglądało to bardzo podejrzanie.
Ale to, by znaczyło, że była obserwowana. Czy ten cały wybuch w kamienicy był tylko po to, by ją wrobić?
- Kilkanaście godzin temu w jednej z najstarszych dzielnic Las Vegas odbył się wybuch, świadkowie nie wiedzą, czy był to zamach, czy jedynie przypadkowy wypadek, dwie godziny temu podrzucono nam anonimowo właśnie ten materiał. Wygląda na to, że mamy naszego terrorystę, każdy kto będzie wiedział gdzie owa dziewczyna jest ma się zgłosić na policję.
W tym momencie na filmie nastąpiło przybliżenie na rozmazaną i lekko zestresowaną twarz Breeze.
- Wynosimy się stąd - zaapelowała April wstając od stołu.
- Co? April..? - dziewczyna rzuciła zdezorientowana, gdy przyjaciółka podniosła jej torbę z ziemi i zaczęła pakować do niej książkę.
April rzuciła tylko porozumiewawcze spojrzenie do Freddie na co on chwycił brunetkę i pociągnął ją do wyjścia.
Pogoda na zewnątrz diametralnie się zmieniła. Niebo zakryły czarne chmury, a z góry zaczęły spadać pojedyncze krople wody.
Nie panując nad sobą rzuciła się chłopakowi w ramiona. Poczuła jak jego ramiona przyjemnie ją obejmują.
Ale jednak tak nie było. Na wielkim plazmowym telewizorze na którym jeszcze przed chwilą rozgrywał się mecz pokazywano filmik na którym jakaś dziewczyna stojąca wśród przerażonych ludzi pochyla się nad czymś, a potem rozglądając się na wszystkie strony ucieka. Musiała przyznać wyglądało to bardzo podejrzanie.
Ale to, by znaczyło, że była obserwowana. Czy ten cały wybuch w kamienicy był tylko po to, by ją wrobić?
- Kilkanaście godzin temu w jednej z najstarszych dzielnic Las Vegas odbył się wybuch, świadkowie nie wiedzą, czy był to zamach, czy jedynie przypadkowy wypadek, dwie godziny temu podrzucono nam anonimowo właśnie ten materiał. Wygląda na to, że mamy naszego terrorystę, każdy kto będzie wiedział gdzie owa dziewczyna jest ma się zgłosić na policję.
W tym momencie na filmie nastąpiło przybliżenie na rozmazaną i lekko zestresowaną twarz Breeze.
- Wynosimy się stąd - zaapelowała April wstając od stołu.
- Co? April..? - dziewczyna rzuciła zdezorientowana, gdy przyjaciółka podniosła jej torbę z ziemi i zaczęła pakować do niej książkę.
April rzuciła tylko porozumiewawcze spojrzenie do Freddie na co on chwycił brunetkę i pociągnął ją do wyjścia.
Pogoda na zewnątrz diametralnie się zmieniła. Niebo zakryły czarne chmury, a z góry zaczęły spadać pojedyncze krople wody.
Nie panując nad sobą rzuciła się chłopakowi w ramiona. Poczuła jak jego ramiona przyjemnie ją obejmują.
------------------------------------------------------------------------------------
Kiedy ostatnio była notka? 23 maja, trochę dawno, przepraszam, że tak długo musieliście czekać, ale mam nadzieję, że ten rozdział wam wszystko wynagrodzi. Wydaje mi się, że jest dobry, długo nie miałam na niego weny, ale kilka lekcji fizyki i wolnych godzin spędzonych w kawiarni napełniło mnie weną.
Postanowiłam skopiować wszystko co mam do LibreOffice i wyszło mi, że aktualnie mam 74 strony formatu A5 co mnie bardzo cieszy i motywuje.
Dzisiejszy rozdział ma: 9 stron A5, choć jak go wstawiłam to wydawał mi się krótszy, ale możecie sami sprawdzić, 9 stron to całkiem niezły wynik (jak na mnie :3)
+ Pod ostatnim postem były 4 komentarze z czego jeden był mój co mnie bardzo zasmuca, kiedyś było po 11 komentarzy, a teraz to spada w dół. Czy ja robię coś źle? Piszcie, możecie być ze mną całkowicie szczerzy, zniosę to.
Także od teraz będę was mobilizować.
5 komentarzy = rozdział 8
Mam nadzieję, że dacie radę, bo jeśli nie to znaczy, że ja zawaliłam i nie dość was zaciekawiłam tym opowiadaniem.
No nic tyle ode mnie, czekam na wasze opinie, co myślicie o rozdziale, jak myślicie co będzie dalej, i najważniejsze co powinnam poprawić, żeby było lepiej?
Ps. Lubię czytać wasze przemyślenia, rozkminy co do fabuły także im dłuższy komentarz tym bardziej mnie motywujecie ;)
Ps2. Chcecie zakładkę informowani? Jeśli tak to piszcie pod rozdziałem kto chciałby być informowany na bieżąco.
Więc przybywam!
OdpowiedzUsuńW telewizji? Dziwne, że np. barman nie skojarzył jej. Chyba, iż w ogóle nie patrzał na tą wiadomość, więc się nie zorientował. Chociaż może wręcz przeciwnie? Może teraz zacznie się pogoń za nimi? Kto wie?
Ale mnie rozśmieszyła ta akcja z dowodem. Jakież to było kompromitujące. :')
Hmhm, gdyby rozpoczął się pościg, to ich szanse na ucieczkę byłyby znikome, bo przecież oni mają tylko własne nogi, a z kondycją zapewne u nich nie bardzo.
Chyba, że znowu ,,tajemniczy głos'' by się odezwał! :D
No nic, na mnie już pora.
Kolorowych snów! :*
Kto chce ją wrobić? To dosyć niepokojące... co do legendy- jesli to stare teksty to powinnaś zadbać o język do nich pasujący - wiesz o co mi chodzi? - zdania bardziej rozbudowane, jakieś staroświeckie zwroty. Napewno zamienilabym wyraz "wbudowany" na coś w stylu "miecz, w który niegdyś został wkuty magiczny kamień...". Oczywiście to moje zdanie :)
OdpowiedzUsuńPoza tym cieszę się z sycącej długości rozdziału i mogę jedynie życzyć dużo weny ;)
Pozdrawiam
Igrająca ze Śmiercią
A tak w ogóle to chciałabym Ci doradzić, byś zapisała bloga do kilku katalogów blogowych - dzięki takiemu działaniu zareklamujesz bloga i zwabisz Czytelników.
OdpowiedzUsuń
OdpowiedzUsuńRozdział emocjonalny, sprawia, że ciarki przechodzą :3
Ja, jak to ja, za najlepszy fragment uważam końcówkę, gdy Breeze rzuciła się mu w ramiona ;3
Myslalam, że jak puścili to nagranie w TV to zaraz barman czy ktoś z klientów krzyknie, że tu jest i zaczną ją gonić. Dobrze, że wyszli nie zauważeni, uff...
Ktoś chce ją wrobić. Ale kto? Być może ten mężczyzna, którego spotkała w klubie w trzecim czy drugim rozdziale. Coś z nim będzie, czuję to c;
,,Naciesz się Fredwardzie bo to jedyny moment, w którym dziewczyna krzyknie ze szczęścia w twojej obecności" - mam dziś urodziny a Twój tekst w ym opo był super prezentem HHAHAAHAHAHAHA ;D SUPER!!!
Rozdział suprowy!!! ^^
Pozdrawiam i duuuużoooooo weny ;*
fantastyka-raja-kalpana.blogspot.com
Ciekawy rozdział. Zastanawiam się kto może wrabiać Breeze? Hmm... się zobaczy :D
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i życzę dużo weny :3
Pozwole sobie powtórzyć: Kto chce ją wrobić?! I kim jest tajemniczy człowiek (lub nie człowiek) od sms'ów?! To frustrujące... Ale poczekam. W tym czasie połącze się w bólu z biedną April... Taka kompromitacja z tym dowodem... Aż z krzesła spadłam! Co do Fredwarda... Nic dodać nic ująć. Breeze wpadła mu w ramiona :3. A skoro już o niej mowa to widać że się martwi. W końcu wylądowała w telewizji i jest ścigana listem gończym! Mam nadzieję że szybko uda jej się z tego wykaraskać. Czekam z niecierpliwością.
OdpowiedzUsuń