-
Pokój posprzątany – oznajmiła przyjaciółka rzucając się na
jedno z łóżek. - to co teraz?
-
Zadzwoniłaś? - wtrącił się Freddie.
-
Musisz ją tak o to wypytywać pantofelku? Daj jej odetchnąć!
-
A kto przed chwilą..!
-
Stop! - brunetka przerwała im tą kolejną kłótnie. - April ma
rację, muszę odetchnąć. Zaraz wrócę – i nie czekając na
jakikolwiek komentarz wybiegła z pokoju, by chwilę później
znaleźć się przed hotelem.
Jedyne
co chciała teraz zrobić to być sama. W tym momencie jej wzrok padł
na majaczący kilka kroków od niej las. Nie był oddzielony od
miasta żadną siatką, więc na pewno musiał być bezpieczny, a
przynajmniej tak przypuszczała.
Rzuciła
ostatnie spojrzenie w stronę hotelu, po czym zniknęła w krzakach.
Od
kiedy wyjechali tłumiła w sobie wszystkie odczuwane emocje. Złość,
smutek, żal, poczucie winy. Ale teraz była tylko ona i jej myśli.
Mogła w końcu się uwolnić.
Przebiegła
kilka kroków przez mokrą trawę, aż dostrzegła lekkie
wzniesienie.
Wbiegła
na nie. Kiedy mieszkała w Las Vegas zawsze, gdy czuła się źle
wchodziła na najwyższy szczyt w mieście, tam gdzie nikt nie mógł
jej usłyszeć i krzyczała, krzyczała tak głośno się dało.
Dawała upust złości. Pozbywała się negatywnych emocji które
kłębiła w sobie.
Teraz
chciała zrobić to samo, ale jeśli miała być szczera, bała się,
że ktoś ją usłyszy.
Spojrzała
na krajobraz jaki mogła spokojnie dostrzec z takiej wysokości.
Usiadła po turecku, po czym zamknęła oczy i zaczęła powoli,
miarowo oddychać. Wdech, wydech. Czuła zapach drzew wokół niej.
To
była dobra odmiana, tak posiedzieć, bez celu i strachu, że coś
może się stać. Mogłaby tu zostać na zawsze.
-
Widzę, że daleko zabrnęłaś od naszego ostatniego spotkania. -
Breeze otworzyła oczy ze zdziwieniem. Znała ten głos, choć
słyszała go tylko raz potrafiła go poznać wszędzie.
Tuż
przed nią stał wysoki czarnowłosy chłopak w szarej luźnej
koszulce i skórzanej kurtce.
Z
zaskoczenia na to nagłe pojawienie się chłopaka prawie zleciała z
wzgórza, ale w ostatniej chwili poczuła jak ktoś chwyta ją za
rękę. Szatyn podciągnął ją do przodu tak, by mogła bezpiecznie
stanąć na ziemi, po czym stanął niebezpiecznie blisko niej.
-
Pamiętam cię – powiedziała – to ty byłeś wtedy w klubie –
odepchnęła go z wściekłością – to przez ciebie klub spłonął.
-
Witaj Breeze – chłopak wyszczerzył zęby w uśmiechu tak jakby
był zadowolony z tego co zrobił.
***
-
Zostaw mnie! - krzyknęła, chciała, by Freddie i April jakimś
cudem usłyszeli jej głos i przyszli jej pomóc.
-
Breeze uspokój się. Nic ci nie zrobię – powiedział łapiąc ją
za ramiona, ale ta się wyrwała.
-
Czemu mam ci wierzyć hm? Bo jesteś tak dobrą osobą? Widziałam
cię tylko raz, a już byłam pewna, że nie chcę tego powtórzyć.
-
Możesz mnie chociaż wysłuchać?! Rany, wy baby macie dziwny nawyk
ostatniego słowa. - odparł podnosząc ręce ku niebu w geście
rezygnacji.
-
Nie prawda – oburzyła się Breeze.
-
Widzisz. Proszę cię tylko o trzy minuty ciszy. Zasłużyłem
chociaż na tyle?
-
Nie. Ale gadaj...masz trzy minuty – zajęłam miejsce na jednym
pni. - Słucham. Przekonaj mnie, że jesteś nie groźny dla
społeczeństwa.
Chłopak
odetchnął głęboko wdychając powietrze do płuc. Zwrócił oczy
ku górze jakby się nad czymś namyślał, a potem powiedział:
-
Nasze spotkanie w klubie nie było przypadkowe. Chciałem cię
spotkać... - zaczerpnął znowu powietrza i ciągnął dalej –
Ostatnio w moim życiu wszystko się zawaliło. I wtedy usłyszałem
o Arcanus Liber. – Breeze zrobiła zdziwioną minę, ale on już
spieszył z tłumaczeniami. - Arcanus Liber to magiczna książka
która skrywa wszelkie tajemnice Ziemi, w większości te
zapomniane.
-
I co ma to związane z tobą?
-
Ostatnio jak już mówiłem miałem ciężki okres, a to dlatego, że
ktoś bliski mnie odszedł. Nie zginął, ale zaginął. Ale tylko ja
tak uważam, jednak postanowiłem sam rozpocząć własne śledztwo i
naprowadziło mnie to na twoją książkę, a także na ciebie –
sięgnął do kieszeni spodni i wyciągnął zmiętą kartkę
papieru, po czym wręczył ją zachęcająco Breeze. Ta niepewnie go
pochwyciła i dostrzegła tam szkic, szkic pewnej dziewczyny. To była
ona.
-
Czemu tu jestem ja? - zdziwiła się odsuwając kartkę od siebie. Nie
chciała na to patrzeć.
-
Sam się nad tym zastanawiam, ale zhakowałem system policji dzięki
czemu zdobyłem dostęp do rejestru twarzy. Odkryłem, że miezkasz w
Las Vegas. Pojechałem tam, bo liczyłem, że zdołasz mi pomóc
odnaleźć tą osobę...
-
I w jaki sposób spalenie klubu miało ci w tym pomóc? - przerwała
mu.
-
Chciałem się upewnić, czy to ty, ale sprawy poszły za daleko.
Musiałem uciekać. Wiedziałem, że jak zostanę wydasz mnie
policji.
-
Serio masz mnie za taką? - oburzyła się.
-
A nie zrobiłabyś tego?
-
Masz rację, zrobiłabym to, ale tylko dlatego, że wierzę w prawo i
karę, a ty na nią zasługiwałeś.
-
Tak samo jak ty teraz? Według prawa powinnaś trafić do pudła.
Więc powiedz mi, czy prawo nadal jest sprawiedliwe?
Miał
rację, ale tylko w tej jednej sprawie. Czasem i idiota ma swoje dni.
-
Wiec tak w skrócie naprowadził cię na mnie tajemniczy szkic mojej
twarzy i moja jakże magiczna książka z legendami i chcesz, żebym
pomogła ci odnaleźć osobę która twoim zdaniem jest ściśle
związana ze mną? Zdajesz sobie z tego jak irracjonalnie to brzmi?
-
Breeze taka jest prawda, chyba, że mam ci nakłamać jakieś bzdety
wzięte z filmu, wtedy mi uwierzysz?
-
Nie.
-
No widzisz, na tym polega twój problem, nie potrafisz zaufać ludziom, myślałem, że każdy zasługuje na drugą szansę –
chłopak zbliżył się do mnie niebezpiecznie blisko. Brunetka czuła
na twarzy jego ciepły oddech zmieszany z alkoholem.
-
Dziwisz się, że ci nie ufam? Musisz mi udowodnić, że warto ci
ufać.
-
Uratowałem cię od spadnięcia ze skały. To nie wystarczy?
-
Może gdyby nie szczegół, że to przez ciebie bym zleciała
-
Okej, powiem ci coś w zaufaniu – w tym momencie prawie stykali się
nosami, dzieliło ich tylko kilka centymetrów – za dwadzieścia
minut w tym hotelu – wskazał na majaczący za drzewami budynek
– pojawi się policja, najwidoczniej ufanie mieszkańcom nie jest aż
tak mądre jak wam się wydaje, a jeśli zastaną cię tam skończysz
w więzieniu, na przynajmniej pięć lat, a wydaje mi się, że komuś
notowanemu ciężko będzie się dodać na dobre studia, mylę się?
-
Czemu mam ci wierzyć?
-
Bo już raz mi uwierzyłaś i wyszło ci to na dobrze. Jeśli
nadal we mnie wątpisz, pomyśl, że ściga cię całe wojsko
Południowej Karoliny, i to nie za jakieś zwykle podpalenie klubu,
tylko za coś z czego nie zdajesz sobie sprawy. Teraz mi ufasz?
----------------------------------------------------------------------------------------------
Ten rozdział wyszedł mi trochę krótszy, bo na około osiem stron, ale uznałam, że nie będę wpychać nic na siłę.
Jak widzicie część z was miała rację, że chłopak z klubu powróci i odegra większą rolę niż podpalenie klubu. Teraz znacie część jego planów, ale nie całość. Nie, nie, nie, na to będziecie musieli jeszcze poczekać.
A tymczasem jak myślicie co wydarzy się w kolejnym rozdziale który dodam prawdopodobnie za trzy tygodnie, bo na wyjeżdżam.
Miłego wieczoru i widzimy się w komentarzach ;)
Hej fajny
OdpowiedzUsuńStrasznie przepraszam za opóźnienie! Wczasy za granicą mają jednak swoje minusy. Jednym z nich jest brak internetu. W sensie on jest tylko płatny. Aż osiem lewów za jeden dzień. Co to ma być ja się pytam?!
OdpowiedzUsuńW każdym razie zacznę może od mniej przyjemnej rzeczy; wytknięcie błędów. Prawie cały tekst masz w narracji trzecioosobowej, ale jedno zdanie pozostało w pierwszoosobowej. Może to przez pomyłkę? Nie wiem. Um, chodzi mi o te zdanie;
,, No widzisz, na tym polega twój problem, nie potrafisz zaufać ludziom, myślałem, że każdy zasługuje na drugą szansę – chłopak zbliżył się do MNIE niebezpiecznie blisko. Brunetka czuła na twarzy jego ciepły oddech zmieszany z alkoholem.'' Nie powinno być czasem ,,do niej''?
I w pewnym momencie, tam, kiedy usiadła na pniu, zjadłaś ,,u''. Jest napisane pni. Nie jest to aż tak wielki błąd, ale jednak. Lepiej, żebyś wiedziała.
Powiem Ci, że ja się zdziwiłam obecnością chłopaka.W ogóle zdążyłam o nim zapomnieć. Ach ta moja pamięć..
I ta jego historia. Zaintrygowała mnie. Ciekawa jestem, kim jest ta zaginiona osoba. Kurcze. I kto mu dał ten szkic?!
A przede wszystkim; za co goni ich wojsko narodowe Południowej Karoliny?! Co to ma znaczyć?! No i skąd on to wie? Podejrzane to wszystko. :c
No, kochana. Na mnie już pora.
Udanego wyjazdu!
Pozdrawiam, karmeeleq.:)
W Las Vegas nawet jakby zdzierała sobie gardło na środku ulicy, nikt nie zwróciłby na nią uwagi. ;p Para rozmawiała ze sobą dość poufale jak na prawie nieznajomych. Jakby znali się od wieków i mieli za sobą długą historię. Ale postać chłopaka ciekawa. Nawet bardzo.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam, Agata!
czarnowłosy szatyn ?
OdpowiedzUsuń